Szukaj na tym blogu

wtorek, 19 lutego 2013

Orły przenoszą gniazdo

Od przyszłego sezonu drużyna futbolu amerykańskiego Warsaw Eagels swoje mecze grać będzie na stadionie Polonii. Po trzech latach spędzonych na boisku przy Obrońców Tobruku, "Orły" zmieniają swój dom. Chociaż już w 2010 Warsaw Eagels rozpoczęli pierwsze próby współpracy z "Czarnymi Koszulami". Prawie trzy lata temu (28 lutego 2010) w przerwie meczu Polonia - Lech miała miejsce prezentacja zespołu WE oraz krótki trening na głównym boisku. Teraz "Orły" na płycie stadionu przy Konwiktorskiej walczyć będą o Mistrzostwo Polski. Chociaż nie przez wszystkich są tam mile widziani.  

Przeciwni przenosinom Warsaw Eagles na stadion Polonii są kibice "Czarnych Koszul". Jednak sam klub mimo, że nie tryska optymizmem z powodu dzielenia się stadionem z innym klubem sportowym to jednak Adam Drygalski rzecznik Polonii zapewnia " Cieszymy się, że nasz obiekt jest tak atrakcyjny i wszyscy chcą na nim grać.Myślę, iż to jest doskonały moment żeby Warsaw Eagels zawitali na Konwiktorską. Kibice Futbolu Amerykańskiego będą mogli na własne oczy zobaczyć jak wygląda stadion Polonii i sprawi to, że ten obiekt będzie w jakimś stopniu modernizowany. Przydałoby nam się dodatkowa liczba krzesełek dla kibiców, tak żeby było to 10 tysięcy. Potrzebujemy dodatkowych pomieszczeń dla piłkarzy , nie tylko szatni ale i pomieszczeń do masażu. Potrzeby są duże." - dodaje Drygalski. 
Obecnie stadion Polonii ma około 6800 miejsc. Poprzednie bemowskie boisko na którym grały Orły miało zaledwie 1000 miejsc siedzących. Trybuny nie zawsze były jednak pełne. Wyjątkiem były oczywiście spotkania z czołówką ligi jak np. z Devils Wrocław. Czy przenosiny nie jest zbyt dużym ryzykiem i na zwykłym ligowym meczu 5 tysięcy wolnych miejsc po których hula wiatr może okazać się smutnym widokiem?  I czy to się opłaci finansowo? "Na to pytanie odpowiemy po pierwszych meczach -  Jacek Śledziński General Manager WE Jeśli będzie przychodziło wielu kibiców to nam się to opłaci. Jeśli nie to będziemy musieli zweryfikować nasze plany. Jestem jednak przekonany, że tych kibiców będzie bardzo dużo. Już teraz mamy pytania o bilety. My oferujemy naszym kibicom nie tylko rozrywkę sportową. Oczywiście jest ona najważniejsza, ale futbol obudowujemy całą masę atrakcji od najmłodszych dzieciaków po osoby starsze."- kończy manager WE.
Janusz Kopaniak dyrektor WOSiR zapewnia, że stan murawy będzie stale kontrolowany. Osoby niechętne przenosinom Orłów na Konwiktorską zarzucają, że futboliści amerykańscy mogą  zniszczyć boisko, gdzie gra 3. po rundzie jesiennej zespół piłkarskiej Ekstraklasy. Oba kluby Warsaw Eagles i Polonia zapewniają że w nikt w interesie nie ma tu nic niszczyć. Dodatkowo do współpracy mogło dojść, bo terminy meczów nie kolidują ze sobą i obydwa kluby grają mecze u siebie "na zakładkę". Problem nie będzie też przygotowanie boiska piłkarskiego na którym gra Ekstraklasa do zasad Topligi. Pomalowanie linii przed meczem nie trwa długo (około 1 dnia), profesjonalne bramki są już w fazie produkcji.
Czy Orły na nowym stadionie z nowymi 4 zawodnikami z USA, będą miały nową jakość? Kibice przekonać będą mogli się 6 kwietnia. Rywalem Warsaw Eagles będą Devils Wrocław... czyli na początek klasyk.        
      





     

poniedziałek, 18 lutego 2013

Wilki syte wyjechały z Warszawy

Koszykarki AZS Uniwersytetu Warszawskiego przegrały drugi mecz po awansie do grupy C (czyli grupy mającej pewne utrzymanie w I lidze i walczącej o awans). Tym razem zawodniczki "Uniwerku" przegrały z zespołem King Wilki Morskie Szczecin 55:69. Rezultat nie pokazuje jednak przebiegu meczu, gdyż do czwartej kwarty  utrzymywał się remis i pojedynek był wyrównany. W decydującym momencie meczu zespół przyjezdny pokazał jednak, że faktycznie są wilkami morskimi prezentując większe doświadczenie w grze. AZS UW natomiast pozostaje głodny zwycięstwa... głodny jak wilk. 

W hali przy Szturmowej Wilki nie dały koncertu. Duża w tym zasługa sztabu szkoleniowego UW i taktyki wybranej na to spotkanie. Każdy z kibiców widział, iż  atuty fizyczne są po stronie zespołu ze Szczecina. Dodatkowo większość "Wilczyc" grała już w najwyższej klasie rozgrywkowej. Dlatego AZS nie zdecydował się na grę w szachy z rywalkami. Obrona skupiala się na tym by rywalki traciły jak najwięcej czasu na rozgrywanie ataku pozycyjnego. Do pewnego momentu to się wszystko udawało. Nie wywołujmy jednak wilka z lasu.
Na prowadzenie w meczu wyszły przyjezdne po trafieniu Klaudii Sosnowskiej. Szybko odpowiedziała Karolina Fiejdasz rzutem za 2. Zawodniczka do tego dołożyła jeden rzut wolny za przewinienie. Kolejne oczko dołożyła Katarzyna Sobczyńska z linii rzutów osobistych i było już 4:2 dla AZS. Jednak wynik ten utrzymywał się tylko przez chwile, bo Wilki wyrównały. Od tego rezultatu UW zaczęło powiększać swoją przewagę a Wilki trafiał tylko w obręcz kosza. Dzięki punktom Moniki Bieniek, Katarzyny Sobczyńskiej i Marty Mańkowskiej na tablicy wyników widniało 11:6. Kiedy wydawało się, że dalsze punkty są kwestią czasu, coś się zacięło z obu stron na pewien czas. Dopiero Paulina Gajdosz z Wilków Morskich rzutem za trzy przerwała rzutową niemoc, zmniejszając przewagę "Uniwerku" trzech punktów. Na szczęście rywalki nie poszły za ciosem. AZS UW  kontrolowało pierwszą kwartę. Kolejne punkty dorzuciły Bieniek oraz  Magdalena Romanek z linii rzutów osobistych. Ta druga  po chwili popisała się po szybką indywidualną akcji i które zakończył celny lay up. W tym czasie w zespole gości Aneta Kotnis rzuciła "trójkę" a Justyna Maruszczak i Magdalena Radwan podwyższyły z rzutów wolnych. Ostatecznie pierwsza kwarta skończyła się wynikiem 18:16 dla UW.
W drugiej części prowadzenie przechodziło z rąk do rąk jak pieczony ziemniak wyjęty z ogniska. Do remisu doprowadziły Wilki Morskie oraz wyszły na prowadzenie 18:20. Jednak po 2 minutach II kwarty pierwsze punkty dla gospodyń zdobyła Żaneta Kijanowska. Koszykarka oprócz dwóch punktów była jeszcze faulowana i dołożyła jedno oczko z linii rzutów wolnych dając prowadzenie UW.  Na 21:22 wynik zmieniła Kotnis. Jednak znów szale na korzyść "Uniwerku" przechyliła Jolanta Nowocin szybkim wejściem pod kosz i celnym lay up. Po tych punktach rozpoczął się chwilowy okres braku skuteczności z obu stron. Przerwała go rzutem za trzy punkty Paulina Gajdosz, dając znów prowadzenie Wilkom Morskim (23:25). Po chwili Magdalena Radwan rzutem za trzy, swojej drużynie pozwoliła odskoczyć na 26:30. Największa przewaga gości w tej częsci gry wynosiła sześć punktów (28:34). Jednak UW głównie dzięki Sylwii Zabielewicz i Marcie Mańkowskiej zdołało odrobić straty. W tym fragmencie meczu UW popisało się dobrą grą z kontry i kilkoma przejęciami. Pierwsza połowa zakończyła się remisem 34:34. 
Trzecia kwarta zakończyła się remisem po 13. Chociaż widać było coraz większe problemy ze skutecznością UW. Pierwsze punty AZS zdobył dopiero po trzech minutach trwania tej odsłony. Rywalki jednak też rzucały często z nieprzygotowanych pozycji, więc mecz balansował na granicy remisu. Wszyscy kibice czekali na czwartą kwartę, choć dogrywka też mogła być możliwa. Nic z tych rzeczy jednak nie miało miejsca. Ostatnia partia meczu to dominacja Wilków Szczecin, które od stanu 47:47 po 15 sekundach prowadziły 47:49. Nie minęła minuta a Radwan podwyższyła "trójką". Na taki obrót spraw odpowiedziała Magdalena Romanek za 2 punkty, ale szybko ten "bunt" ugasiły Stasiuk za 2 punkty i Radwan dokładając "trójkę"! Wynik w tym momencie wynosił 49:57 i czas 6:42 minuty do końca meczu. Kolejne punty kibice dopiero zobaczyli po prawie 120 sekundach, kiedy to grająca w barwach UW Mańkowska zdobyła dwa oczka. Jeszcze przy stanie 55:59, kiedy Nowocin zdobywała punkty i zostało 3 minuty do końca spotkania były teoretyczne szanse na dobry wynik. Jednak za dużo pojawiało niecelnych rzutów i błędów, aby wygrać ten mecz. Dodatkowo rywalki doskonale rzucały z dystansu. Zwłaszcza Radwan, która podwyższyła na 55:62. Spod kosza, hakiem podwyższyła Kotnis (55:64), swoje trzy grosze a raczej "trojkę" dodała Sosnowska. Mecz zakończyła osobistymi Magdalena Radwan, która zdobyła w całym spotkaniu 22 punkty (najwięcej w spotkaniu). Wśród zawodniczek UW najwięcej punktów zdobyła Marta Mańkowska i Karolina Fiejdasz po 10. 
Rywalki zaspokoiły swój wilczy apetyt na zwycięstwo, natomiast AZS swojej szansy musi szukać w kolejnym meczu.  

"To że rywalkom często piłka wypadały z obręczy? To mam prosto odpowiedz, gra się tak jak przeciwnik pozwala. Często się nie trafia z nawet prostych sytuacji, bo się człowiek obawia że obrońca jest blisko i przeszkodzi blokiem albo jakimś manewrem. Czy nam zabrakło indywidualności? Ja stosuje zasadę, że zespół gra cały, i razem wygrywamy i przegrywamy. Bo gdyby było inaczej to by grały same nazwiska i każdy by grał pod siebie. Moim zadaniem jest wprowadzenie elementu zespołowości. Być może zabrakło strzelby, która wzięłaby ciężar gry na siebie, ale ciężko teraz winić dziewczyny. Po prostu Szczecin zagrał bardzo dobrze w czwartej kwarcie w obronie i zmusił nas do wielu błędów."  - powiedział po meczu trener AZS UW Maciej Gordon 

 AZS Uniwersytet Warszawski - King Wilki Morskie Szczecin
55:69
(18:16, 16:18, 13:13, 8:22)
 

sobota, 16 lutego 2013

Zimowa połówka komandosa

Po ostatnich wydarzeniach dotyczących: deszczu meteorytów, transferze Dwaliszwiliego z Polonii do Legii,  próby atomowej Korei Północnej, abdykacji Papieża Benedykta XVI... widok biegnących polskich komandosów może okazać się niepokojący. Czy to atak obcego mocarstwa zmobilizował naszą armię? Jeśli tak, to w którą stronę biec? Za wojskiem czy przeciwnie? Tak wiele pytań... tym razem jednak spokojnie! Nic z tych rzeczy, to po prostu 4. Półmaraton Komandosa rozgrywany na terenie WAT.  Chociaż jest to bieg ekstremalny, to nikt nie miał nóg z waty. Tu zawodnicy nie mają na stopach markowych butów, które prawie nic nie ważą, tylko wojskowe  kamasze. Dodatkowo poruszanie utrudniają plecaki obciążone minimum 10 kilogramowym ciężarem. Jednak właśnie zapaleńcy lubią takie warunki w myśl zasady "im trudniej tym lepiej". 

Na starcie stanęło 200 śmiałków (w tym 15 kobiet), z różnych służb mundurowych. Począwszy od Straży Miejskiej, przez Policje, BOR, studentów Wojskowej Akademii Technicznej i żołnierzy jednostek specjalnych Wojska Polskiego. W biegu mógł także wziąć udział cywil jeśli tylko jego "strojem sportowym" był mundur (mógł być innych państw), buty na cholewie i plecak o masie 10 kg (na całej trasie). Komandosi mieli do pokonania trzy kółka po siedem kilometrów. W wojsku jak to w wojsku wystartowali... "kierunek na wprost" ! "Trasa jest wymagająca, bo częściowo prowadzi po terenach WAT, gdzie studenci ćwiczą taktyczne elementy wykształcenia - mówi kpt. Andrzej Liśniewski, organizator Półmaratonu  - "Natomiast dalsza szczęść jest po terenie Kampinowskiego Parku Narodowego, gdzie łosie zrobiły swoje. Jest tam różnego rodzaju błoto oraz podkopy, więc zawodnicy muszą uważać, żeby nie wpadli w nie. Muszą także uważać, żeby nie wpaść do bagna, które otacza Kampinowski Park." Trzeba przyznać, że brzmi to ekstremalnie zwłaszcza iż bieganie w wojskowych butach nie należy do prostych rzeczy. Na trasie bardziej przydałyby się kolce, zamiast tego jest śliska wojskowa podeszwa która nie zapewniała stabilności na śniegu i lodzie. Jak mówili uczestnicy, biegania w butach sportowych z miękką podeszwą, które ważą po 200 gram z wojskowymi, które ważą kilogram (i są za kostkę) nie ma co porównywać. Ktoś kto nigdy nie biegał w obuwiu armii odczuje to w kolanach. 
Nasi żołnierze nie składali jednak broni (a raczej nie rezygnowali z biegu) z tak błahego powodu jak niewygodne ciżemki. Walczyli dzielnie o każdą sekundę. Walczyli zwłaszcza z własnymi słabościami. Studenci uczelni wojskowych chcieli się pokazać z dobrej strony przed kadrą oficerską, która w przyszłości może dać im prace.Wiadomo, że taka zabawa jest dla nich dobrą szansą na zaprezentowanie się. Zastanawiałem się jak to jest czy ktoś niższy stopniem nie boi się wyprzedzić swojego przełożonego ale uczestnicy zapewniali, że nie. Nawet jest to frajda, gdy rywalizuje się z generałem Romanem Polko. Dzielnie na trasie poczynały sobie panie, które choć mniej liczne to wcale nie truchtały, tylko trzymały licznik obrotów na wysokim tempie. Nie do zatrzymania był jednak sierżant podchorąży Piotr Bartoszewski z Wyższej Szkoły Oficerskiej z Wrocławia który przybiegł pierwszy na metę z czasem ponad 1:43.00. "Może trzeba zmienić nazwę biegu z " Zimowego Komandosa" na "Śliskiego Komandosa", gdy patrzy się na tę scenerie" - mówił uśmiechnięty zwycięzca. "Chociaż zaliczyłem dwa upadki, to w sekundę się podniosłem. Jednak bałem się o jakąś kontuzję. Wiedziałem, że mam sporą przewagę i ją kontrolowałem. Co prawda czas mam 10 minut gorszy niż w zeszłym roku, ale warunki też były nie najlepsze. Co do taktyki? To po pierwszym okrążeniu kontrolowałem sytuacje. Bardzo luźny bieg na 4 miejscu. Patrzyłem kto ile jest w stanie dać. Skoro słyszałem, że partner obok ma nierówne tempo, nie można z nim zamienić słowa to znaczy, że za chwilę zwolni i to mi dało sygnał że nie ma co rwać do przodu tylko trzymać swoje. Jak widać konsekwencja się opłaciła, bo nad drugim zawodnikiem zwycięzca miał bezpieczną przewagę.
Zimowa Połówka Komandosa jest dobrym przetarciem przed Maratonem Komandosa, który ma miejsce jesienią w Lublińcu.



  

          

sobota, 9 lutego 2013

"Ubogo to na razie wygląda" - rozmowa z Krzysztofem Folcem, selekcjonerem reprezentacji Polski w rugby 7

Na sztucznym boisku przy ulicy Obrońców Tobruku, mimo zacinającego śniegu, za "jajowatą" piłką biega kilku facetów a jeden coś im podpowiada ze środka boiska. Dziwna scena, lecz żadna z osób przechadzających się po parku wokół Bemowskiego Ośrodka Piłki Nożnej nie zwraca na to uwagi. Nikt spojrzy w ich kierunku, nie zatrzyma się. A szkoda, bo może zauważyłby, że uczestnicy gry na dresach mają napis "Rugby Polska" i są reprezentantami naszego kraju w olimpijskiej odmianie rugby. Od piątku do niedzieli kadra seniorów i U-19 przebywają na konsultacji pod okiem selekcjonera Krzysztofa Folca. Wśród powołanych w drużynie juniorów jest jeden zawodnik warszawskiego klubu - Patryk Kiełsa ze Skry. Zapraszam na wywiad z selekcjonerem o kadrze, zmianach w finansowaniu rugby, sponsorach i przyszłości reprezentacji. 

R.Z.: Czy ta konsultacja ma charakter bardziej "przeglądu wojsk" czy też umacniania kręgosłupa reprezentacji seniorów? I jak wychodzi połączenie zgrupowania pierwszej kadry z tą do lat 19?  
K.F.: W seniorach to jest wszystko czym aktualnie dysponujemy i jaki mamy potencjał. Skład mamy dosyć młody, uważamy że perspektywiczny. Natomiast, niestety tak to jest... że co roku tak sądzimy, bo zawodnicy robią się starsi i przestają grać w rugby. Dopada ich proza życia. Zajmują się swoimi sprawami, zarabianiem pieniędzy, czy innymi życiowymi sprawami. Bardzo ważna jest konsultacja U-19. Tu szukamy zawodników dalej. Niestety często oni mają kontakt z rugby 7 na kadrze.To jest trochę paranoją w naszym systemie szkolenia, bo  na ostatniej konsultacji zaczynaliśmy praktycznie od zera. Teraz tę grupę juniorów postanowiliśmy zestawić z seniorami i widzę, że ma to sens. Ta powiedzmy pierwsza ekipa juniorska gra na styku z seniorami a to jest bardzo dobry prognostyk. Chociaż ubogo to na razie wygląda, bo w juniorach mamy 7 zawodników i turnieju tym nie zagramy. Dlatego tu będę musiał jeszcze poszukać.  

R.Z.: Niedawno w Warszawie konsultacja miała kadra rugby 15 - prowadzona przez Tomasza Putre. Po ostatnich zmianach wprowadzonych przez Ministerstwo Sportu i Turystyki, kiedy to rugby znalazło się w grupie II  gier zespołowych oznacza brak finansowania. Tylko Pana kadra zachowa poprzednie dofinansowanie i ma mieć najlepiej jako reprezentacja olimpijska. Jak pan odnosi się do tych zmian? 

K.F.: Podobno moja reprezentacja ma mieć dobrze. Jednak faktycznie ten budżet Polskiego Związku Rugby został bardzo obcięty. Problemem jest chyba to, że w Zarządzie są ludzie, którzy reprezentują tylko Rugby 15 i stąd jest taka "afera" w mediach. Ponieważ do tej pory my stanowiliśmy 2-3 % budżetu Związku, a teraz Ministerstwo podobno ma finansować tylko siódemki. Ja od kilku lat mówiłem co będzie jak ktoś się obudzi i będzie chciał sponsorować sport olimpijski? Czy mamy plan B? Związek chyba nie miał i teraz się obudziliśmy. Natomiast, my nie odczuwamy tych zmian. Ja nie widzę nic nowego. Chociaż jest panika, że na rugby ma nie być pieniędzy. Wydaje mi się, że musimy się skupić na szkoleniu młodzieży, na dotarciu do szkół, do Orlików, bo zależy nam na masowości. My nie potrafimy tego od kilku lat zrobić - to trzeba sobie uczciwie powiedzieć. Rugby też nie jest prostym sportem. Nauczyciele go nie znają, obawiają, boją wolą zrobić rzucić piłkę do kopania uczniom takie lekcje Matta Grajta. We Francji, skąd wzorce chce przenosić Tomek Putra - a tu w Polsce trzeba zmierzyć się z naszymi realiami. We Francji instruktor często jest byłym rugbystą i często na swoim zajęciach wprowadza elementy tej gry. U nas nie mamy takich nauczycieli, młodzież nie gra w rugby i nawet nie wiemy czy mamy te talenty.  

R.Z.:Zapytam trenera, także jako człowieka który posiada własny biznes, jaki jest problem w rugby, z tym żeby Związek znalazł sponsora dla pierwszych reprezentacji tak jak mają to chociaż piłkarze ręczni. Czemu kluby jak w Warszawie - AZS AWF czy Skra nie mogą znaleźć sponsora i nie rozwijają się tylko walczą o to żeby dograć sezon do końca. 

K.F.: W naszych piętnastkach, 99 procent budżetu szło na bilety dla zawodników, którzy przylatywali z Francji. Ja uważam, że to powinni być zawodnicy o dwie klasy lepsi od naszych ponieważ w młodzieżowych gramy z tymi samymi przeciwnikami i ich lejemy po 40, po 50 puntów. Reprezentacja do lat 20, gra z Niemcami, gra z Mołdawią,gra z Czechami czy z Ukrainą i leje ich nieprawdopodobnie. Natomiast w seniorach my "podobno" potrzebujemy posiłkować się zawodnikami z Francji, żeby wygrywać z tymi samymi rywalami. Dlatego ja zawsze byłem kontra takim pomysłom i jestem postrzegany jako wróg reprezentacji rugby 15. Nie! Ja jestem wrogiem sprowadzania zawodników o podobnym poziomie co nasi zawodnicy. Rozumiem, gdybyśmy mieli grać z silnymi : Rumunią, Rosją czy Portugalią - to takich zawodników w Polsce nie mamy i to uczciwie przyznaje. Ci zawodnicy z młodzieżówki nie są w stanie grać o Puchar Świata. Natomiast są w stanie walczyć w Niemcami czy Ukrainą. W siódemki gramy tylko Polakami. i gramy na tym poziomie co inne reprezentacje. Niestety musimy pogodzić się z tym, że rugby w Polsce jest sportem niszowym. I sponsorzy są to bardziej znajomi, którzy mieli kiedyś bardziej coś wspólnego z rugby i wspomagają swoje kluby. Podobnie jest we Francji i Anglii tylko tam przyjaciół rugby jest o milion więcej.  We Francji, w małym mieście, każdy zakład, manufaktura, szczyci się tym że wspiera lokalny zespół rugby. I z tego są Ci sponsorzy na dole. Na górze, jak już mamy 80 tysięcy ludzi na stadionie, jest transmisja na milinów to nie ma problemu o większego sponsora. U nas musimy mieć świadomość, że jest 2-3 tysiące maksymalnie kibiców na stadionie i transmisja w kodowanej stacji. Tu może być trochę bariera.  Z zazdrością patrzymy na siatkówkę czy piłkę ręczną, gdzie jest mecenat "państwowy" dzięki PGNiG. Prezesi Plusa dopieszczają siatkówkę. Tak jak powiedziałem, my tylko z zazdrością na to patrzymy. 

R.Z.: Wróćmy jeszcze do Pana reprezentacji. Jakie plany ma kadra na ten rok? 

K.F.: Nasza reprezentacja do lat 19 gra w Mistrzostwach Europy w Elicie (13-14 kwietnia)! I to będzie jedyny kontakt polskiego rugby z elitą europejską.Turniej rozgrywany będzie na Majorce. Uczestniczy w nim 12 zespołów. i jest to okazja na rozegranie meczów Polska - Francja, Polska-Włochy czy Polska-Gruzja. Wszystkie spotkania naprawdę ze smaczkiem. Każde zwycięstwo będzie ogromnym sukcesem. Jesteśmy rozstawieni z numerem 12. Udało nam się tam zakwalifikować dzięki dobrym wynikom młodzieżowej reprezentacji Polski w piętnastkach, gdyż są to pierwsze ME U-19.  Natomiast seniorzy biorą udział w maju w turnieju międzynarodowym w Nancy. Później turnieje Mistrzostw Europy w Izraelu i Brukseli.  Nie wiem czy uda nam się awansować. Chcemy powalczyć.Jesteśmy średniakiem w tej II grupie ale staramy się iść do przodu. Gramy także w Uniwersjadzie w Kazaniu w połowie lipca. Tu jest większość studentów, więc to jest ważny start. i myślę, że to będzie wydarzenie w ich karierze sportowej.     
   
              

środa, 6 lutego 2013

Sparta na tarczy... ale walczy!

Siatkarki Sparty przegrały swój siedemnasty mecz w tym sezonie w I lidze. Z czego szesnaście zakończyło się porażką 0:3. Tylko w jednym spotkaniu "Spartanki" urwały rywalkom seta.  W środę we własnej hali, w trzech odsłonach gospodynie meczu uległy Budowlanym Toruń (11:25, 16:25, 14:25). Mając na koncie zero punktów drużyna zajmuje ostatnie miejsce. "Gorzej być już nie może(...) ale idziemy do przodu" - mówi nowy trener zespołu- Jacek Pasiński. Sparta musi się pozbierać przed fazą decydującą o utrzymaniu. Takie cuda gwarantuje nowy szkoleniowiec, który w swoim dorobku ma m.in wprowadzenie Budowlanych Łódź z III ligi do Orlen Ligi. Póki co jednak to on uczy się smaku porażek 0:3. 

Jadąc na mecz w hali przy Lindego można być pewnym, że będzie trwał on nie wiele ponad godzinę. Zawsze jednak jakaś nadzieja się tli. Sparta w tabeli I ligi zajmuje ostatnie 12 miejsce. Budowlani Toruń zajmują zaledwie 9 lokatę... choć prawdę mówiąc zespoły te dzieli przepaść a dokładnie 18 punktów zdobytych przez Toruń. Podczas gdy Sparta nie ma ich wcale. Na szczęście dla zespołu z Warszawy punkty te nie będą miały znaczenia w walce o utrzymanie w play outach. Przejdźmy jednak do meczu, który  zaczął się najgorzej jak mógł... czyli asem serwisowym gości. Libero Sparty, Zuzanna Kucińska w którą była zagrana piłka, chyba była przekonana, że ta leci za wysoko i opuści boisko więc zrobiła unik. Trik był efektowny jednak jak na złość piłka spadła na linie. Szybko zrobiło się 1:5 a jedyny punkt Sparty był zdobyty po błędzie serwisowym gości. Budowlane punktowały, dokładając cegiełki do swojego przyszłego sukcesu. Pierwsze punkty dla Sparty zdobyła grająca z numerem 14 Małgorzata Gogołek przy stanie 3:6. Kolejna akcja była nieprawdopodobna. Rywalki broniły w bilardowy sposób piłki i przebijały na drugą stronę. Sparta jednak nie potrafiła sfinalizować ataku. W zamian za to akcje skończyły przyjezdne na 3:7. Po chwili Gogołek została zatrzymana blokiem i Budowlane zaczęły budować coraz większą przewagę. Po chwili było już jednak 4:12. W tym momencie trener Sparty momencie wziął drugi czas. Na chwilę pomogło, bo Izabela Kożon zdobyła piąty punkt dla swojej drużyny. Kolejne oczko dla Sparty padło łupem dopiero przy wyniku 6:14. Jednak mur pomiędzy drużynami w I secie był coraz większy. W pewnym momencie zrobiło się nawet 9:22, jednak Sparta dzięki dobrej grze blokiem zdołała przełamać barierę 10 punktów. 

Druga odsłona rozpoczęła się od prowadzenia Sparty 1:0. Niestety po chwili doszło do nerwowej sytuacji. Zamiast kolejnego punktu dla gospodyń meczu, sędzia orzekł remis. Piłka minęła antenkę co sygnalizował asystent ale sędzia główny tego nie zauważył. Trochę trener i zawodniczki Sparty dały ponieść się emocjom, bo straciły kolejno pięć punktów. Chyba miały też niekorzystne dla siebie ustawienie na parkiecie i nie mogły zrobić przejścia. Rywalki zatrzymywały ataki Izabeli Kożon czy też Joanny Pogorzelskiej, aż w końcu same zaserwowały w siatkę i zrobiło się 2:6. Mimo iż ta partia i tak była rozgrywana pod dyktando Budowlanych, których scementowały kolejne punkty to Sparta prezentowała się dużo lepiej. Przyjezdne prowadząc 9:19 chyba trochę spuścili z tonu co wykorzystały gospodynie zawodów. Może nie szło im w przyjęciu i dużo więcej takich przypadkowych, "sytuacyjnych" piłek wykorzystują rywalki to jednak w tamtym momencie bardzo dobrze zaczął grać blok.  Dzięki dobrej grze na siatce udało się zdobyć kilka punktów z rzędu co wcześniej się nie udawało. Czasem pojedynczym blokiem (Joanna Pogorzelska) czy też solidnymi zasiekami, udało się ze stanu 9:19 wyjść na 16:23.  "Należy wyciągać pozytywy z poszczególnych akcji, z poszczególnych zagrań nie mówiąc o jakiś dwóch, trzech, akcjach z rzędu. Ale faktycznie zauważył Pan lepszy okres naszej gry, co pokazuje, że niektóre dziewczyny potrafią grać w siatkówkę" - powiedział trener Sparty Jacek Pasiński.

Trzecią część Spartanki rozegrały na podobnym poziomie jak drugą odsłonę. Kibice nawet mówili o pewnym "rozkręceniu się". Jednak Budowlane Toruń w defensywnie były prawie jak z żelbetonu i nie chciały oddawać punktów po swoich błędach. Sparta musiała liczyć na to co jest w stanie ugrać. Mimo przegrywania 6:13 zawodniczki potrafiły nawiązać rywalizacje do 11:16 zdobywając kolejno kilka punktów. Jednak rywalki mając już wynik 2:0 w setach, nie pozwoliły sobie na żadne niespodzianki. Po chwili na tablicy świetlnej był już wynik 12:20. Wynik seta na 14:25 ustaliła  Paulina Słonecka. Nowy trener nie ma za bardzo czasu, żeby popracować z zespołem, bo w weekend gra kolejne dwa mecze wyjazdowe z Wisłą Kraków i SMS Sosnowiec. Zwłaszcza w tym drugim pojedynku jest szansa na powalczenie choćby o seta. "Chyba w gorszym dołku psychicznym nie można być niż są dziewczyny teraz. Chyba nie będę odkrywcą jeśli powiem, że gorzej być nie może. Trochę nam też los nie sprzyja, bo zaczęliśmy dobrze grać w Ostrowcu, ale później rozchorowała się Iza Kożon, dwie zawodniczki miały grypę żołądkową, juniorki grały same, nie mogliśmy trenować w całym składzie. To wszystko nie sprzyja budowaniu atmosfery i gry ale nie narzekam. Idziemy do przodu. Kobieta zmienną jest i może zmienią się na korzyść przed najważniejszymi meczami.  Na pewno nie można odmówić woli walki zespołowi. Czasem brakuje umiejętności ale staramy się to nadrobić ambicją. Czasem jednak nie wystarczy tej ambicji i to jest szara rzeczywistość" - kończy trener Sparty. 




         

niedziela, 3 lutego 2013

Dwie twarze MOS Wola

Jasną i ciemną stronę mocy (a raczej niemocy) pokazali siatkarze II ligowego MOS Wola w spotkaniu z Centrum Augustów. Goście przed meczem zajmowali w tabeli 6 pozycje w tabeli. Lokatę niżej znajdowali się gospodarze a dzielił ich tylko punkt różnicy. Doświadczenie  przemawiało za Centrum Augustów w którym występuje m.in Sławomir Gołębski, który ma za sobą występy w I lidze w Ślepsku Suwałki. W hali przy Rogalińskiej gospodarze z Woli, czyli jedna z najmłodszych drużyn w II lidze chcieli zwyciężyć i awansować na lokatę rywali.

Pierwszy set to jednak znak jakby MOS wysyłał znaki S.O.S, "Houston mamy problem". Mimo, iż to zespół z Woli pierwszy objął prowadzenie po silnym ataku po skosie Piotra Cichockiego, to jeszcze do stanu 6:7 utrzymywała się rywalizacja punkt za punkt. Później coś pękło. Na zagrywkę wszedł kapitan gości Paweł Harabujda, który zafundował sobie i zespołowi as serwisowy. Co prawda Paweł Sęk dla MOS silnym atakiem o blok dał punkty na 7:8 ale goście szybko nadrobili przewagę do 7:11. Jednak pierwszy set to dużo błędów własnych zespołu z Woli, które przyjezdnym dały komfort gry. Podczas zagrywki, podczas przyjęcia i ataku - w każdym elemencie Międzyszkolny Ośrodek Sportu popełniał szkolne błędy. Przewaga gości sięgnęła w pewnym momencie 10 punktów (10:20). Jednak jakiś przebłysk dał w tym momencie o sobie MOS po ataku Piotra Cichockiego z prawej strony boiska po prostej. Był to sygnał do ataku. Następne oczko gospodarze zdobyli blokiem. Rywale byli jednak już poza zasięgiem i wygrali pierwszą odsłonę trwającą nie całe 22 minuty 25:14.Jeśli mecz zaczął się takim trzęsieniem ziemi to dalej może być tylko ciekawie. 

Drugi set, to inny MOS, który wziął los w swoje ręce. Ta cześć gry zrobiła się bardziej wyrównana. Gospodarze przestali rozdawać prezenty. W przyjęciu poprawił się Tomasz Urbański, w którego celowali rywale w pierwszym secie zagrywką. Teraz to sam on zaczął punktować Centrum a Ci nie umieli znaleźć serum na jego ataki. Na parkiecie kolegów motywował kapitan Jakub Skwarek. Liczby "piątek" ile przybił z kolegami z zespołu nie notowałem, i ile razy pokrzykiwał też nie ale grunt, że ciągle motywował do ciągłej walki. Sam też dobrze serwował. Nawet, gdy przewaga jego zespołu sięgała przewagi 20:15 to MOS nie zdejmował nogi z gazu. Ostatecznie wygrywając drugiego seta 25:21. 
Trzecia odsłona również należała do zespołu z Woli. Co prawda od stanu 8:4 gospodarze stracili trzy punkty tak, że blisko było wyrównania. Jednak po już po chwili było 14:10 a zaraz poprawili do 17:13, po bardzo ładnej szybkiej akcji. Na 20:14 podwyższył blok. Trzeci set zakończył się wynikiem 25:18.  " Ten pierwszy set zaczęliśmy tragicznie" - mówi trener MOS Wola - Krzysztof Wójcik - "Graliśmy w ogóle nie swoją siatkówkę. Zespół z Augustowa postawił bardzo trudne warunki. Zrobili tylko dwa błędy w tym secie i to błędy nasze powodowały taki obraz. Do trzeciego seta rywale oddawali nam bardzo mało, chyba tylko dwa ataki i kilka zagrywek. Jeszcze nie graliśmy z takim rywalem który by tak mało błędów robił przez te 3 sety bo w 4 secie ta gra już im trochę siadła".- dodaje szkoleniowiec. Trzeba jednak przyznać, że w ostatnim jak się okazać miało secie goście przeprowadzili dużo zmian a zmiennicy nie wnieśli nic dobrego do gry gości. Przy wyniku 13:6 dla MOS pewne było, że ten mecz dłużej nie potrwa niż 4 sety. Szczytem było prowadzenie 20:9 dla młodego zespołu z Rogalińskiej. Ostatecznie ostatnia odsłona  zakończyła się wynikiem 25:13 a decydujący punt był asem serwisowym Tomasza Urbańskiego.

MOS Wola Warszawa - Centrum Augustów 3:1 
(14:25)(25:21)(25:18)(25:13)
---- 
MOS Wola jest ostatnim męskim zespołem występującym w II lidze. Upadła siatkarska Legia, krótki czas istniał AS Białołęka. Nie tak dawno jeszcze AZS Uniwersytet Warszawski grał na tym szczeblu rozgrywek. Jeszcze nie tak dawno derbowe pojedynki niższych klasach były normą, teraz to niemożliwe.  "Wszystko rozbija się o finanse. Za czasów Legii i UW miasto dawało 70 tysięcy zł dotacji co i tak starcza na pokrycie przejazdów, opłat za sędziów, i kosztów bieżących. Od 2 lat dotacje są na poziomie 30 tysięcy, ze sponsorami też nie jest najlepiej. My gdybyśmy mieli płacić chłopakom za grę musielibyśmy mieć budżet na poziomie 200 tysięcy. Mamy 40 tysięcy może 50 więc wystarczy na obiad przed meczem i wyjazd.  Szukamy żeby coś tym chłopakom zaoferować ale Warszawa jest specyficznym miastem. W mniejszych miastach zespoły mają budżety kilka krotnie większe".- mówi trener MOS Wola Krzysztof Wójcik. 
MOS Wola jest jednym z dwóch najmłodszych zespołów w II lidze.W drużynie grają występują zawodnicy z rocznika 1992- 1994. Dodatkowo klub pod szyldem Młoda AZS Politechnika wsparty kilkoma "Inżynierami" z szerokiego składu  jak Przemysław Smoliński czy Maciej Olenderek występuje w rozgrywkach Młodej Plus Ligi.