Szukaj na tym blogu

niedziela, 24 marca 2013

"Dla mnie to najważniejszy mecz w życiu"- rozmowa z Michałem Kozłowski bramkarzem AZS UW

Co łączy mecze: Polska - Ukraina w el. do Mistrzostw Świata i pojedynek futsalistów AZS UW z GAF Gliwice o awans do ekstraklasy? Dalekie skojarzenie ale jest jedna rzecz, szybko stracone gole przez gospodarzy. Wszyscy znamy losy piątkowego meczu naszej kadry na Stadionie Narodowym. W sobotę w hali przy ulicy Banacha było podobnie. Gospodarze ledwo zaczęli grę a już przegrywali 0:1. Mało tego po 13 minutach przegrywali już 0:3. Na tym jednak podobieństwa się kończą, bo o ile publiczność na Stadionie Narodowym zajęła się "szyderką", tak kibice UW wpierali swój zespój do końca meczu. Gracze Uniwerku odpłacili się w zamian do przerwy odrabiając straty na 2:3 (Adam Grzyb, Nikodem Starek) a w drugiej połowie doprowadzając do remisu (Grzegorz Och)! GAF jeszcze w regulaminowym czasie mógł zdobyć zwycięskiego gola z rzutu karnego, jednak bohaterem tej akcji okazał się bramkarz UW- Michał Kozłowski, który obronił pierwszy "krótki" rzut karny w swoim 70 występie. Potrzebna była dogrywka, żeby wyłonić zwycięzcę. W tej części swój karny przedłużony miał AZS, jednak Rafał Klimkowski strzelił obok słupka. Gdy do końca meczu pozostawała niecała minuta, AZS stracił piłkę na własnej połowie i Przemysław Dewucki zdobył swojego trzeciego gola w meczu dając zwycięstwo przyjezdnym na 46 sekund przed końcem dogrywki. GAF prowadzi więc w rywalizacji do dwóch zwycięstw 1-0. Drugie spotkanie rozegrane zostanie 6 kwietnia w Gliwicach. Zapraszam na rozmowę z Michałem Kozłowskim, bramkarzem AZS UW. 
R.Z.: Co myśli zawodnik (zespół), który ma nakreślony na mecz jakiś plan a tu nagle dostaje gole na 0-1, 0-2 itd. I to nie po jakiś super akcjach rywali tylko po jakiś własnych błędach. Jak zebrać się do odrabiania strat? Pytam Cie mając na sercu jeszcze mecz Polska - Ukraina. 
M.K.: Jeśli chodzi o kadrę to oni mieli wsparcie większej grupy kibiców, jednak nasi sympatycy chyba dali z siebie w meczu z GAF więcej. Różnica między nami a kadrą też jest taka, że nie dostajemy kolosalnych pieniędzy i to wszystko zależy od znalezienia pokładów mobilizacji. Czasami jest ciężko, bo dostaje się przypadkowe bramki aż ręce opadają, ale jeżeli trenuje się tak jak ja 16 lat to chce się pokazać słabym zawodnikiem i stare przysłowie mówi że gra się od pierwszej do ostatniej minuty. Wszystko można odrobić z nawiązką nawet w 40 minucie. W futsalu jest trochę łatwiej , bo nie ma możliwości gry na czas i to jest siła tego sportu. Z naszej perspektywy to w sumie jesteśmy przyzwyczajeni , że w tej rundzie zawsze przegrywamy i gonimy wynik. Często robimy to skutecznie. Z GAF zabrakło może koncentracji, żeby dograć do konkursu rzutów karnych. Wtedy wynik mógł być sprawą otwartą. 
R.Z.: Apetyt w waszej drużynie rósł w miarę jedzenia. Na początku sezonu myśleliście o czwartym miejscu. Teraz jednak z podniesioną głową mówicie o ekstraklasie mimo, że gracie w play off z liderem I ligi. 
M.K.: Gdybyśmy chcieli sobie  tylko pokopać to byśmy nie spotykali się tu trzy razy w tygodniu o 21. Niemal nocowali na tej hali. Tylko spotykali raz np w środy i robili gierkę a potem czekali na to co wyjdzie. Ta runda pokazała, że możemy wygrać z każdym.Nawet z liderem na jego terenie. Dlatego stawiamy sobie poprzeczkę coraz wyżej. Były lata  że graliśmy o utrzymanie w I lidze. Spadliśmy, jednak wróciliśmy na zaplecze ekstraklasy. Ten awans był inny bo tam drużyny były słabsze. Chociaż oczywiście kosztował nas sporo sił i mobilizacji. Teraz ten awans to zupełnie byłby inny poziom. Musimy być pewni siebie. Nie możemy podchodzić do meczu, że przyjeżdża  GAF Gliwice, który ma masażystów, izotoniki, sztab ludzi a my jak piszą o nas w gazetach "gramy za frytki" to nic z tego nie wyjdzie. Pokazujemy, że jesteśmy dobrymi futsalistami jak oni. Żaden z nich nie jest Messim a nasza siła tkwi w drużynie. Na boisku każdy da z siebie wszystko w myśl zasady "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego".
R.Z.: To był wasz 15. mecz w sezonie. Biorąc pod uwagę stawkę meczu i przebieg rywalizacji uważasz, że to był wasz najlepszy mecz do tej pory? 
M.K.: Znalazłoby się kilka dobrych meczów, jak choćby z Heliosem w Białymstoku gdzie zrobiliśmy pierwszy krok w kierunku play off. Dla mnie jednak to był najważniejszy mecz w życiu, bo do tej pory nie miałem możliwości grać o najwyższą klasę rozgrywkową w Polsce. Na "trawie" grałem w okręgówce, w juniorach też nie grałem o żadne mistrzostwa. Tu pojawiła się szansa gry o tą najwyższą klasę. Wynik pokazuje, że czegoś zabrakło. Szkoda tak mówić o meczu w którym przegrywa się tuż przed końcem we własnej hali.  Sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie bo szanse miał GAF, ja wznowiłem do Grześka Ocha i on mógł nam dać prowadzenie. Taka jest piłka. Nie wszystko jest sprawiedliwe i łatwe. Nie chowamy jednak głowy w piasek!
R.Z.: Teraz czeka was jeden mecz w Gliwicach a w przypadku waszego zwycięstwa dwa mecze na terenie rywala. W trakcie rundy zasadniczej wygraliście tam. Powiedz jaki to obiekt? Czy rywale mają za sobą tłumy kibiców?
M.K.: Nie ma tam hali, że zaraz obok linii są drabinki. Są wysokie trybuny, nie tak jak u nas, że wszystko jest na jednym poziomie. Co do dopingu to na ostatnim meczu było cicho. Co do gry to myślę, że niczym nas nie zaskoczą. Na pewno są w komfortowej sytuacji, że mają handicap jednego zwycięstwa. Warto pamiętać jednak że my u nich w lidze wygraliśmy w tym sezonie wygraliśmy. Jedziemy tam zagrać dwa mecze!
   
 
     

poniedziałek, 18 marca 2013

Mimo porażki grają o Ekstraklasę!

Gdy w październiku startowała I liga futsalu, po pierwszym meczu przegranym z KS Gniezno 3:5 przeprowadziłem rozmowę z trenerem AZS UW Rafałem Klimkowskim w której powiedział mówił, że "Chciałby zagrać w play off". Pięć miesięcy później słowa stały się faktem. Głównie dzięki bardzo dobrej rundzie rewanżowej. Co prawda w weekend ostatni mecz rundy zasadniczej "Uniwerek" przegrał z Euromasterem Głogów 1:3, ale dzięki dobrym wynikom na innych parkietach utrzymał 4 miejsce. Teraz nieśmiało w hali przy Banacha mówi się o awansie do Ekstraklasy. Na tym szczeblu UW występowało już w sezonie 2007/2008. Chociaż z zawodników, którzy obecnie grają w AZS tylko Grzegorz Och i Przemysław Cegiełko pamiętają te czasy. Czy Uniwersytet Warszawski stać na skok tak głęboką wodę? Zacznijmy jednak od meczu z Euromasterem. 

Często bywa tak, że im większa stawka meczu tym brzydszy mecz. Tak było i tym razem w pojedynku AZS UW - Euromaster. Co prawda fakt, że jest to mecz, który może dać Uniwerkowi grę w play off dawał trochę adrenaliny kibicom. Jednak zawartość futsalu w futsalu była mała. Goście grali wysokim pressingiem z pod którego gospodarze nie potrafili skutecznie wyjść. Widać było, że zespół z Dolnego Śląska to zawodnicy dobrze przygotowanie fizycznie, potocznie mówiąc "wyżyłowani". Dużo pracy miał bramkarz UW, Michał Kozłowski. W 8. minucie spotkania popisał się fantastycznym refleksem, gdy złapał piłkę która w bilardowy sposób odbiła się jeszcze od słupka AZS po czym pewnie wylądowała w rękach bramkarza gospodarzy. AZS próbował jednak strzelić gola i przejąc kontrolę nad spotkaniem. Po chwili sam na sam z bramkarzem Głogowa - Wojciechem Wójtowiczem znalazł się Grzegorz Och jednak uderzył za wysoko. Czternastą minutę meczu przeklinał na pewno będzie Przemysław Cegiełko, który ręką zatrzymał piłkę na linii bramkowej, po strzale Głogowa. W hali rozległ się gwizdek jednego z Sędziów. Chwila konsternacji, bo wszyscy tego w zamieszaniu dobrze nie widzieli. Po chwili konsultacji arbitrów "Cegła" ukarany został czerwoną kartą, dodatkowo przeciwko UW zostaje podyktowany rzut karny.  Piłkę ustawia Piotr Pietruszko- z drużyny gości. Jednak jego silny strzał trafia w poprzeczkę ku radości kibiców UW. Jednak AZS przez dwie minuty musi bronić się w trzech zawodników w polu. Olbrzymia praca do wykonania, gdy jest się zamkniętym "w hokejowym zamku". W 15 minucie szale zwycięstwa na stronę Głogowa przechyla Sebastian Szala, który zamyka akcję kolegi z zespołu. Swój udział w doprowadzeniu do remisu może mieć.... Michał Kozłowski! Najpierw Rafał Klimkowski faulowany jest pod własnym polem karnym i goście zdobywają 5 przewinienie (następne oznaczać będzie rzut karny przedłużony z 10 metrów). Dosłownie sekundy później Boha Yusopov na linii pola karnego za lekko próbuje podać do Klimkowskiego, piłkę przejmuje rywal i strzela z "dużego palca". Instynktowne broni sytuację Michał Kozłowski, jednak piłka mu odskakuje i poprawiając interwencję bramkarz UW jest faulowany. Oznacza to 6 faul! Podczas gdy bramkarz AZS jeszcze jest opatrywany, po drugiej stronie boiska piłkę ustawia już Grzegorz Och. Dwie minuty przed końcem pierwszej połowy Kozłowski wraca na swoje miejsce a Och bierze długi rozbieg. Niestety Wójtowicz wyciąga się i końcówkami palców posyła piłę na poprzeczkę. Wynikiem 0:1 kończy się pierwsza połowa. 
Druga odsłona i jej pierwsze 10 minut to chaos. Dużo niedokładności, strat z obu stron czasem tylko oglądaliśmy próby indywidualnych akcji lub kontrataki. Z tego chaosu jednak cało wyszli goście. W 30 minucie na 0:2 podwyższył Andrzej Koryciński. Cała akcja mogła się podobać wszystko rozgrywane było na niezłej szybkości a zawodnicy piłkę podawali sobie  w powietrzu. Strzał też był z powietrza, więc widać że Euromaster na swoich treningach ma dużo czasu na siatko-noge.  Wcześniej Koryciński nie trafił na pustą bramkę, więc tak to jest jest w futsalu, że w prostych teoretycznie sytuacjach się pudłuje a wychodzi czasem taka "brazyliana".  Dosłownie kilka sekund później na tablicy było już 0:3 po tym jak Grzegorz Nowak wykończył szybką kontrę swojego zespołu. Równie błyskawiczna była jednak odpowiedz UW. Najpierw Michał Kozłowski wybronił akcję sam na sam z zawodnikiem gości, piłkę przejął Nikodem Starek i popędził lewą stroną pod bramkę gości. Trochę za mocno wypuścił sobie piłkę, jednak wywalczył rzut rożny. Po krótkim rozegraniu stałego fragmentu i zagraniu wzdłuż linii bramkowej, Maciej Piwowarczyk wepchnął piłkę do bramki gości. AZS miał szanse na gola kontaktowego, kiedy zespół szedł z kontrą a Remigiusz Mytyk podawał piłkę do Rafała Klimkowskiego, który stał na długim słupku bramki Głogowa. W ostatnim momencie jednak wślizgiem jednak tor lotu piłki przeciął zawodnik z Euromastera czym utrudnił oddanie strzału. W meczu już nic się nie zmieniło. Końcówkę spotkania dominował Euromaster który zwyciężył 3:1 i zajął 2 miejsce w I lidze. AZS UW w play off zmierzy się z liderem GAF Gliwice. Pierwszy mecz w Warszawie w sobotę. Gra toczy się do dwóch zwycięstw. Decydujące mecze rozegrane zostaną, więc na parkiecie drużyny która zajęła wyższe miejsce w tabeli.  

Rafał Klimkowski trener AZS UW - Rundę mamy wyśmienitą poza falstartem w Gnieźnie, gdzie przegraliśmy 1:6. Dużo nam otuchy dodał ten meczu w Pucharze Polski z Pogonią Szczecin, bo uwierzyliśmy w swoje możliwości w swoje siły. Ciesze się z czwartego miejsce, ale bez kalkulacji przy zwycięstwie mogło się okazać, że byłoby drugie lub trzecie. To byłaby jakaś euforia.... Kiedyś jak chłopaki grali w Ekstraklasie to oczekiwali od tej sekcji zarobienia pieniędzy.My też chcemy mieć stypendia ale okazuje się, że bez nich też możemy istnieć. Ci chłopcy się na to zgodzili, chcą walczyć, chcą biegać bez tych pieniędzy i to jest fajne. Czy awans teraz do ekstraklasy by nas zabił? Ja uważam że nie. Jeśli chodzi o koszty to są podobne wyjazdy. Dalej gralibyśmy za darmo. Może udałoby się uzyskać dwie trzy firmy, które przyniosłyby po tysiąc złotych, żeby mieć na odżywki czy izotonik po meczu. Sportowo natomiast byłby ogromny problem i nie ma co ukrywać, że bylibyśmy w dolnej połówce tabeli każdy mecz byłby dla nas ciężki. Musielibyśmy do tego podejść jeszcze bardziej zaangażowani Ale na razie nie ma co tego rozpatrywać. Jeśli się uda będziemy się cieszyć.My w każdym meczu gramy o zwycięstwo a koniec sezonu zobaczymy gdzie jesteśmy.     

Zdjęcia z meczu na portalu warszawa.sport.pl 


AZS UW - Euromaster Głogów 
   1:3 (0:1)
Maciej Piwowarczyk 31'- Szala 15', Koryciński'30, Nowak 30' 

AZS UW : 96. Michał Kozłowski, 2, Jakub Mykowski,9, Remigiusz Mytyk,11 Nikodem Starek, 20 Rafał Klimkowski- 12 Paweł Stryjek,6 Mateusz Olkowski,7 Grzgorz Och, 8.Przemysław Cegiełko, 14 Maciej Piwowarczyk, 23 Boha Yusupov, 25 Dominik Majewski.

Euromaster : Wojciech Wójtowicz, Sebastian Szala, Grzegorz Nowak, Kamil Kaczamar, Andrzej Koryciński,Łukasz Plewko,Piotr Pieruszko, Mateusz Niedźwiedź, Tomasz Trznadel, Tomasz Urbaniak, Michał Długosz. 

 

poniedziałek, 4 marca 2013

Judo po polsku

W weekend w Arenie Ursynów rozgrywany był turniej Judo European Open Men, czyli Otwarty Puchar Europy w tej japońskiej sztuce walki. Na tatami czyli tradycyjnej macie rodem z kraju kwitnącej wiśni walczyło prawie 400 zawodników. Nie zabrakło czołowych judoków ze starego kontynentu jak Lewan Ciklauri, Or Sasson czy Siergiej Prokin, którzy wygrali w swoich kategoriach wagowych. Reprezentacja Polski przegrała przez iponn - czyli przed czasem. Nasi dwaj zawodnicy zajmowali najwyżej 7. miejsca. Nie jest to wypadek przy pracy, tylko aktualny stan siły polskiego judo.   

W naszej reprezentacji na zawody Pucharu Świata (takie jak rozgrywa choćby Justyna Kowalczyk w swojej dyscyplinie) nie znalazł się z przyczyn zdrowotnych Paweł Zagrodnik (piąty na IO w Londynie). Do tego brakowało Krzysztofa Wiłkomirskiego - brązowego medalisty Mistrzostw świata (2001) i Europy (2003). Zamiast nich selekcjoner Adam Maj powołał grupę młodych zawodników, która ma powalczyć o medale w Rio de Janeiro.  Wspierać ich mieli doświadczeni Tomasz Adamiec (Ryś Warszawa) i Janusz Wojnarowicz, który jednak wycofał się w ostatniej chwili z powodu kontuzji. Niestety Adamiec walczący w sobotę swoją przygodę skoczył szybko. W 27 osobowej kadrze oprócz Adamca, znalazło się jeszcze sześciu zawodników z warszawskich klubów: Łukasz Kiełbasiński (Ryś Warszawa), Grzegorz Lewiński (AON Warszawa), Radosław Koszczyński (AZS AWF Warszawa), Igor Dzierżanowski (AON Warszawa), Paweł Płoński (AZS AWF Warszawa), Kacper Larem (Gwardia Warszawa). Wszyscy jednak odpadli w eliminacjach. Tylko Damian Szwarnowiecki (Gwardia Wrocław) i Łukasz Błach (Ślask Wrocław) przebili się przez kwalifikacje i zajęli w swoich kategoriach 7. miejsca.
"W sporcie w pewnym momencie siła jest taka jakie są finanse. Finansów nie ma do tego stopnia, że Tomasz Adamiec, który dwukrotnie reprezentował Polskę na Igrzyskach dostał informację w styczniu, że jeśli chce gdzieś startować to na własny koszt. Więc startuje tu bo koszty są żadne." - mówi Cezary Borzęcki - prezes i główny trener Ryś Warszawa -" Brakuje pieniędzy na szkolenie i wyjazdy, więc nasi zawodnicy są "nieobici" z rywalami. Ciężko jest gonić czołówkę samym charakterem."- dodaje szkoleniowiec. 
Turniejów w ramach Grand Prix teraz bardzo się namnożyło i żeby zdobywać punkty rankingowe oraz walczyć z najlepszymi trzeba jeździć po całym świecie. Najbliższy turniej jest w Armenii. Czasem też imprezy odbywają się za oceanem co już jest ponad stan posiadania dla naszych klubów i związku.
Na plus trzeba zaliczyć duże zainteresowanie dzieci judo. Przez weekend w Arenie Ursynów zawsze była spora grupa młodych zawodników, którzy wspierali naszą reprezentację.  Może wśród nich był gdzieś następca Pawła Nastuli?   


Otwarty Puchar Europy kontynuuje tradycje Międzynarodowego Turnieju Warszawskiego. Jednej z najstarszych imprez judo w Europie. Pierwsza edycja rozegrana została w 1962 roku. Wśród polskich zwycięzców jest m.in Paweł Nastula (2004 r.) i Przemysław Matyjaszek, który wygrał jako ostatni z biało- czerwonych w 2007 roku .



 

niedziela, 3 marca 2013

Bardzo wymęczone zwycięstwo

Fenomen sportów zespołów wciąż mnie zaskakuje. W środę w Pucharze Polski grasz rewelacyjny mecz, a w weekend w lidze, kiedy jesteś faworytem o mały włos nie przegrywasz. Nie piszę tu o Legii, tylko o futsalistach AZS Uniwersytetu Warszawskiego. "Uniwerek" w środę rywalizował z liderem Ekstraklasy prawie jak równy z równym a w niedziele jak równy z równym grał z... ostatnią drużyna I ligi, która na koncie nie miała żadnego punktu. To nie żart. Przed meczem zawodnicy gospodarzy, którzy w tym meczu zasiedli na trybunach, typowali łatwe zwycięstwo 5:0, ewentualnie pogrom. Zamiast tego był ogrom emocji do ostatnich sekund.

Zimny prysznic na rozgrzane głowy AZS spadł już po kilku sekundach od rozpoczęcia meczu. Sebastian Klaus z lewej strony parkietu uderzył mocno w górną część bramki Kamila Madzio. Bramkarz UW był bezradny. Ten gol nie był to prezentem od Santa Clausa raczej prztyczkiem w nos. Mimo, że w futsalu jedna bramka to jeszcze nie wiele, to rywale mogli skupić się na grze w obronie i czekaniu na kontry. To Uniwerek musiał tu wygrać, żeby wciąż liczyć się w walce o 4 miejsce w tabeli I ligi. Wszystkie ataki były jednak nieudane, a raczej udane do pewnego momentu. W decydującej fazie nikt nie chciał brać ryzyka na siebie i odgrywał piłkę do tyłu albo wszerz boiska. Sygnał do ataku musiał dać kapitan Grzegorz Och. Wychowanek GKS Bełchatów w 13. minucie pierwszej połowy przejął piłkę na środku boiska, przyjmując ją na klatkę piersiową, poprowadził krótkimi krokami i uderzył z dystansu w samo okienko bramki Marexu! Grający z numerem 7 na biało - czarnej koszulce zawodnik jeszcze w pierwszej połowie mógł dać prowadzenie gospodarzom. Na półtorej minuty przed końcem tej części gry, przyjezdni popełnili 6 faul, co skutkowało rzutem karnym przedłużonym. Kibice zebrani w hali przy Banacha 2,  zaczęli bić brawo Ochowi żeby dodać mu otuchy. Jednak jego silny strzał z 10 metrów okazał się niecelny. 
Druga połowa była równie emocjonująca, chociaż kibice UW nie spodziewali się takiego nerwowego ściskanie kciuków. Czasem na parkiecie miały miejsce szachy. Czasem mnożyły się niedokładności. Nie można było odmówić zaangażowania z obu stron, zwłaszcza  wśród gości, którzy po 11 meczach mogli zdobyć pierwsze punkty. Bardzo blisko tego celu zrobili się po 5 minutach drugiej połowy, gdy Marcin Brysz zdobył drugiego gola dla Marexu. Bramkarz jego zespołu zagrał mu długą piłkę w pole karne UW a Brysz stojąc tyłem do bramki AZS trącił piłkę tak, że ta wpadła do siatki. Po chwili w sumie można by pakować manatki, gdyby Maciej Piwowarczyk wjechał "na wślizgu" z piłką do własnej bramki. Zawodnik gospodarzy tak niefortunnie przeciął zagranie wzdłuż pola karnego, że jechał z piłką do bramki obok Madzio. Nie wiem czy ma super mocny klej na podeszwach, jednak zdołał wyhamować i wybić piłkę. "Co się odwlecze..." jak mawia mądrość ludowa. Na 2:2 wyrównał Przemysław Cegiełko, który uderzył z lewej strony boiska z przed pola karnego w 34 minucie rywalizacji, nie dając szans kapitanowi- bramkarzowi gości Łukaszowi Ambrożemu. Gra od tego tego momentu się zaostrzyła. Goście dwu krotnie próbowali jeszcze schematu w którym Brysz zdobył gola głową, ale bez efektu. Widoczny był Sebastian Szostok, który próbował gry sam na sam z zawodnikami UW. Mimo starań Marexu, gola zdobył AZS za sprawą Macieja Piwowarczyka. "Piwko" na 3 minuty przed końcem meczu uderzył z "dużego palca" i dał pierwsze prowadzenie "Uniwerkowi" w tym meczu. Kolejnego gola mógł zdobyć Rafał Klimkowski z rzutu karnego przedłużonego. Rywale w 39 minucie meczu ukarani zostali 6 faulem i grający trener  UW podszedł do strzału z 10 metrów. Tym razem w hali była cisza... jednak Klimkowski trafił w poprzeczkę tak. Jeszcze przez chwilę słychać było odgłos trafienia piłki w górną część bramki. Marex podjął ryzyko i grał z wycofanym bramkarzem próbując zamknąć UW w "hokejowym" zamku. Jednak sekundy przed końcem meczu żółto-niebiescy popełnili błąd przy wznawianiu akcji. Piłkę przejął Dominik Majewski, który trafił do pustej bramki. Po chwili sędziowie zakończyli mecz. 

"Bardzo wymęczone zwycięstwo. Chłopaki grali o swoje pierwsze zwycięstwo. Nie chce powtarzać frazesów trenera Jana Urbana ale z każdym przeciwnikiem z dołu tabeli też się gra ciężko.Tym bardziej, że my tu nie zarabiamy żadnych pieniędzy i każdy mecz jest tylko po to żeby pokazać że jest się lepszym od drużyny przeciwnej" - powiedział Przemysław Cegiełko - "Niestety jest to naszą bolączką od kilku sezonów, że jak przyjeżdża przeciwnik z wyższej półki to gramy jakbyśmy byli w Ekstraklasie. Jak przyjeżdża rywal, który jest teoretycznie słabszy to się dostosowujemy do jego poziomu. To jest negatywne zjawisko, ale ciężko to wyeliminować, kiedy nie trenujemy regularnie. Nie chce się usprawiedliwiać ale może gdyby były jakieś premie za zwycięstwa pięcioma bramkami byłoby inaczej. Jednak będziemy starali się to wyeliminować w kolejnych meczach. ". 

W spotkaniu w barwach AZS UW zadebiutował Ukrainiec, Oleksii Milashyn który kiedyś grał w swojej ojczyźnie na poziomie Ekstraklasy. Mimo, że gracz ma już prawie 35 lat to warto mu się przyglądać, bo może być wzmocnieniem zespołu.  

AZS Uniwersytet Warszawski - Marex Chorzów
4:2 
(1:1)
Grzegorz Och 13'                                                          Sebastian Klaus 1', Marcin Brysz'24' 
Przemysław Cegiełko 34'
Maciej Piwowarczyk 38'
Dominik Majewski 40'

AZS UW : Kamil Madzio, (Michał Kozłowski)- Grzegorz Och, Maciej Piwowarczyk,Rafał Klimkowski, Buzurgmehr Yusupov, Oleksii Milashyn, Przemysław Cegiełko, Nikodem Starek, Szymon Szymańczuk, Piotr Hereśniak, Dominik Majewski. 

Marex: Łukasz Ambroży, Łukasz Lubczyński - Sebastian Klaus,Michał Męczeński,Mateusz Węgrzyn, Grzegorz Gawron, Marcin Brysz, Sebastian Szostok, Grzegorz Jarząb, Mateusz Andrzejewski.      
  

sobota, 2 marca 2013

Cenne punty pojechały do Gdyni

"Gra się tak jak się trenuje"- powiedział w rozmowie ze mną Robert Lis, II trener szczypiornistów AZS Uniwersytetu Warszawskiego. W tych słowach nie było radości nad wysokimi umiejętnościami i opanowaniu wielu schematów taktycznych przez zespół UW. Była to gorzka prawda po porażce w meczu, który można było wygrać. Brakowało niewiele: trochę skuteczności (czasem umiejętności), szczęścia i kilku graczy do zmian. W meczu z Kar-Do Spójnia Gdynia, karą za braki treningowe była porażka. Strata punktów u siebie jest bolesna, z bezpośrednim rywalem do walki o utrzymanie, który powiększył przewagę w tabeli I ligi  nad UW do 3 punktów.

Mecz pomiędzy AZS UW a Kar-Do Spójnią Gdynia rozgrywany był o nietypowej porze... bo o godzinie 11. Spotkanie musiało toczyć się tak wcześnie, gdyż później w hali przy Banacha rozgrywany był półfinał Akademickich Mistrzostw Polski w tenisie stołowym. Tak naprawde to jednak stołecznym zawodnikom pasowała tak wczesna pora. W ten sposób chcieli się zrewanżować za mecz z pierwszej rundy, kiedy to w Gdyni również grali przed południem. W październiku żeby dotrzeć do Trójmiasta z Warszawy na mecz, wyjeżdżali przed piątą rano. Po dotarciu do hali Spójni nogi mieli jak z waty i bardzie czuli się jak pięściarz po mocnym ciosie niż jak piłkarz ręczny przed grą. W efekcie ich wyprawa zakończyła się porażką 21:29. Teraz takie zwycięstwo każdy w UW wziąłby w ciemno. Przy brakach kadrowych ( kontuzje Bartosza Monikowskiego i Bartosza Zaprutko) oraz brakach treningowych (na zajęciach średnio jest 10-12 zawodników  i rzadko są  to Ci sami gracze) ciężko będzie o punkty. 

Pierwsza bramka w meczu padła łupem UW - a dokładnie Michała Flisiaka. W odpowiedzi jednak dwa trafienia zaliczyli goście: Maciej Gębala i Dawid Wesołek. Gospodarze mieli szanse na wyrównanie, jednak rzutu karnego nie wykorzystał Paweł Puszkarski. W szóstej minucie meczu mieliśmy już wynik 1:3. Gospodarze próbowali szybkich ataków, jednak nie przynosiły one korzyści. Czas płynął a rywale mieli przewagę jednej bramki, czasem dwóch. Na moment zrobił się remis przy wyniku 5:5, dzięki trafieniom Łukasza Wolskiego, wspomnianego już Flisiaka i Łukasza Monikowskiego. Jednak rywale po 120 sekundach odskoczyli na 5:7. Stratę zmniejszył Sławomir Kuc ale trwała wymiana cios za cios i Maciej Gębala zdobył gola dla Gdynian. Na 7:8 trafienie zdobywa Wolski i kiedy kolejne podwyższenie gości wisi w powietrzu, ładnie rzut  Karola Radeckiego z lewego skrzydła broni bramkarz "Uniwerku" - Marcin Malanowski. To daje impuls do ataku i  Michał Wysocki doprowadza do remisu 8:8. Od tego momentu zaczynają dziać się jednak dziwne rzeczy bo nikt nie potrafi rzucić bramki. UW z szybkich akcji biegowych, przechodzi do ataku pozycyjnego. Goście obijają słupki, w odpowiedzi UW trafia w bramkarza, Dobrą interwencją popisuje się Malanowski, w ataku rzut Monikowskiego zostaje obroniony. Dopiero po 5 minutach z sekundami pada gol dla Spójni. Mateusz Wróbel, rozwija skrzydła i... z dystansu nie daje szans bramkarzowi AZS. Zamiast odpowiedzi UW, po raz kolejny Wróbel, którego nie dało się zamknąć w garści rzuca z dystansu po ziemi i robi się 8:10. Po drugiej stronie boiska obroniony rzut UW i coraz większe napięcie. Francl Brinovec trafia w słupek. Dopiero Wolski wyskakuje ponad obrońcami i mocno rzuca w lewy róg bramki na 9:10. Dwa trafienia w tej połowie należą jednak do gości. Najpierw trafia M.Gębala a wynik pierwszej odsłony ustala Wróbel, który ze skrzydła zdobywa bramkę. Ostatnia minuta to jeszcze duże zamieszanie po stronie AZS. Gospodarze próbują swojej akcji, jednak tracą piłkę w ataku i na 3 sekundy przed końcem Kamil Praski kontrę Spójni powstrzymuje faulem za co zostaje ukarany 2 minutami kary. " Chcieliśmy grać kontratak, ale jak się nie rzuca sześciu kontrataków sam na sam to ciężko jest cokolwiek mówić. Jeśli w pierwszych piętnastu minutach cztery razy nie rzuciliśmy sam na sam to stwierdzimy, że nie ma to sensu i zaczekamy... ale i tu nie szło i tu nie szło"- powiedział trener Robert Lis. 

Na początku drugiej połowy jednak przez moment Uniwerkowi wszystko szło, mimo osłabienia. Jakby los rekompensował pierwszą połowę meczu. Najpierw straty zmniejszył Monikowski. Chociaż jeszcze po stronie gdynian odpowiedział Wróbel, to jednak od 34 minuty do 38 gospodarze zdobyli 4 bramki (Wysocki,Wolski, Monikowski, Wolski). Do tego rzut karny obronił rezerwowy bramkarz UW - Bartosz Troński, który sprytnie powstrzymał próbę loba. W 40 minucie meczu na 15:13 podwyższył Hubert Chmielewski. Wydawało się, że wszystko jest pod kontrolą, czyli spokojnie leci z nami pilot. Niestety ster gdzieś się wymknął. Może zabrakło sił, bo AZS grał praktycznie przez cały mecz robią tylko dwie zmiany? Przewagę zmniejszył Damian Karpiński a wyrównał nie kto inny jak najgroźniejszy wróbel jakiego widziałem w piłce ręcznej, czyli Mateusz Wróbel. Ostatnie 10 minut zapowiadało się bardzo się ciekawie, bo na tablicy utrzymywał się wynik 19:20. W tym momencie nastąpiło zacięcie, może i walki było dużo ale nikt nie potrafił zdobyć gola przez cztery minuty. Niemoc przełamał... Wróbel. Na 3 minuty przed końcem AZS przegrywał trzema bramkami... 20:23. Tylko i aż trzema. Nie takie rzeczy się odrabiało w sporcie. W tym momencie gospodarze mają swoją akcję trafiają bardzo mocno... w poprzeczkę. Po chwili Adam Waśko zdobywa upragnionego gola. Nie minęła minuta i karny dla UW - wykonuje Łukasz Monikowski. Jego brat na trybunach nie patrzy. A szkoda, bo Łukasz pięknie lobuje bramkarz gości i robi się 22:23. Na tablicy półtorej minuty do końca gry. Goście są pod ścianą. Maciej Gębala wpada w pole karne i gwizdek...rzut karny. Pewnie zamienia stały fragment gry zamienia na gola- 22:24. To już chyba po meczu, kiedy na połowie przeciwnika Wolski przejmuje piłkę i wychodzi sam na sam z bramkarzem. Niestety trafia w niego. Mecz kończy trafieniem na 22:25 zawodnika grającego z numerem 3 - Macieja Gębaly.  
"Mieliśmy dużo strat, bardzo dużo nie wykorzystanych stu procentowych okazji. Rywale to była drużyna w naszym zasięgu " - powiedział Marcin Malanowski - " Dzięki Bogu w tym roku tak się to ułożyło, że żadna drużyna nie spada bezpośrednio ponieważ dwie drużyny wycofały się z rozgrywek, więc jest tylko miejsce barażowe, które można  zająć w najgorszym wypadku"     
   
AZS Uniwersytet Warszawski - Kar-Do Spójnia Gdynia
22:25
(9:12)

AZS UW : Marcin Malanowski, Bartosz Troński- Łukasz Wolski 7, Łukasz Monikowski 5, Michał Flisiak 3, Michał Wysocki 2, Hubert Chmielewski 2, Sławomir Kuc 2, Adam Waśko 1, Paweł Puszkarski, Kamil Praski, Francl Brinovec.

Spójnia: Mateusz Zimakowski - Mateusz Wróbel 9, Maciej. Gębala 7, Damian Karpiński 5, Stanisław Gębala 1, Karol Radecki 1,Dawid Wesołek 1, Szymon Nowaliński 1, Grzegorz Dorsz