Szukaj na tym blogu

niedziela, 2 września 2012

USA kontra Europa

Na mecz USA - Europa wybrałem się z dwóch powodów. Po pierwsze chciałem zobaczyć w końcu imprezę na Narodowym bo wcześniej byłem tylko na placu budowy. Po drugie połączenie słów futboliści i USA to taka atrakcyjna sprawa jak kiedyś kobieta-guma w cyrku. Zasiadłem więc w naszym współczesnym cyrku-arenie sportowej i emocje sięgnęły zenitu! Długo tam się nie utrzymały i po pewnym czasie pikowały na łeb na szyję... aż sięgnęły bruku.

Początek meczu to było wejście na jakie liczyłem, prowadzący wciągali ludzie w zabawę zachęcali do klaskania w rytm muzyki, była jakaś interakcja, coś się działo. Może tylko nie przewidzieli że na pytanie "Kto wygra mecz" padnie odpowiedź "POLSKAAA!". Widać wiara w Narodzie na "Narodowym" jest duża. Później moim zdaniem zabrakło osoby, która odpowiedzialna byłaby za to żeby podgrzewać publiczność. Chyba w drugiej kwarcie podano, że na trybunach jest 30 tysięcy kibiców i za to gratulacje! Niestety przed trzecią kwartę wolnych krzesełek robiło się coraz więcej. Już nie było ludzi którzy siedzieli przed nami i obok nas. Przed czwartą kwartą już było coraz rzadziej w rzędach za nami. Niestety muszę stwierdzić, że widowisko było nudne i o wiele lepszy klimat panuje na meczach Warsaw Eagles. Po ruchu na schodach czułem się trochę jak w kinie na słabym w filmie z którego wszyscy wychodzą a ja będąc fair wobec reżysera okłamując sam siebie chce dotrwać do napisów. Jeszcze sprawa wnoszenia aparatów na stadion jest dziwna, jakiś pan z wąsem decyduje czy ktoś może wnieść swój sprzęt czy nie. Jeśli ktoś nie jest zawodowym fotografem a ma aparat z wymiennym obiektywem ale nie ma ze sobą całego arsenału więc w czym problem? Czy pan z wąsem odesłałby mnie do depozytu gdybym znów odkurzył swojego Zenita TTL bo też ma wymienny obiektyw?
Co do spotkania to niestety składnych akcji było mało. Spodziewałam się, że jeśli jest to mecz o pietruszkę i zawodnicy w defensywie nie dają z siebie wszystkiego to wynik będzie większy niż 34:7 dla USA.Po meczach piłki nożnej nie lubię jak ktoś mówi, że z powodu jednego zawodnika w jego drużynie gra była słabsza, ale być może gdyby Laurence Maroney przyjechać na boisku widowisko byłoby lepsze. Nie ma co jednak uprawiać gdybologii.  Zresztą czułem jakoś, że to nie są "poważni" zawodnicy z USA ani jacyś super zawodnicy z Europy. Trudno, byłem widziałem kolejną imprezę w swoim życiu i jestem bogatszy o kolejne doświadczenie. Na koniec, nie spełniły się słowa prezydenta Wałęsy, żeby Europa w końcu pokonała Amerykę ale przecież nie możemy ich pokonać w ich sporcie.

1 komentarz: