Szukaj na tym blogu

czwartek, 1 listopada 2012

Festum omnium sanctorum

W dniu Wszystkich Świętych warto pamiętać o sportowcach których nie ma już z nami. O bohaterach małych i dużych aren sportowych, którzy odeszli zbyt wcześnie: m.in o Kamili Skolimowskiej, trenerze AZS Politechniki - Krzysztofie Kowalczyku, o rugbyście AZS AWF- Jarosławie Kundziku, Iwo Zubrzyckim - byłym zawodniku Polonii i Znicza Pruszków (który zmarł w tym roku a jego drużyna - Jeziorak Iława, gdy dowiedziała się o śmierci kolegi nie chciała grać meczu ligowego, za co została ukarana walkowerem), o Krzysztofie Jasińskim wychowanku Polonii i zawodniku m.in Olimpii Warszawa, który stał się legendą polskiego futsalu, o Kazimierzu Deynie, którego historie wszyscy znamy i wielu innych sportowcach. Do grona osób o których będziemy pamiętali zapalając znicz w dniu Wszystkich Świętych, dołączyli: 

Jerzy Kulej urodził się w 1940 roku w Częstochowie. Pod Jasną Górą uczył się pierwszego bokserskiego kroku w klubie Skra. Tam też wykrzesała się jego iskra do pięściarstwa. W prawdziwy ogień zamieniła się pod okiem Feliksa Stamma, u którego zadebiutował w reprezentacji Polski w 1958 roku. Sam o swoim trenerze mówił: "był naszym najlepszym przyjacielem, opiekunem". Jego kariera nabierała tempa, został wybrany najlepszym zawodnikiem Mistrzostw Polski Juniorów a rok później dotarł do ćwierćfinału Mistrzostw Europy w Lucernie. Zdecydował się na przenosiny do Warszawy, gdzie został zawodnikiem Gwardii. Następnym ważnym etapem były Igrzyska w Rzymie, na które Papa Stamm zabrał w wadze lekkopółśredniej Kuleja a nie Mariana Kasprzyka. Pierwszy międzynarodowy sukces osiągnął jednak w 1963 roku w Moskwie podczas Mistrzostw Europy. Na Igrzyska w Tokio w 1964 roku jechał w roli faworyta. Nie zawiódł, wygrał w pięknej walce z Frotowem. Za najwyższe miejsce na podium olimpijczycy obiecaną mieli premie 120 dolarów, ale dostali po 80. Za złoty medal z Meksyku w 1968 roku zarobił 300 dolarów i zegarek. Chociaż nie wiele brakowało a w ogóle nie pojechałby na Igrzyska, gdyż podczas obozu przygotowawczego, zawodnicy wyszli na miasto, a Kulej pobił czterech milicjantów (sam też był milicjantem walcząc dla Gwardii). Jednak zobowiązał się, że zdobędzie złoto... inaczej czekałby na niego surowy wyrok. Kibice liczyli na to, że Kulej pojedzie do Monachium i zdobędzie swoje trzecie Olimpijskie złoto, tak się jednak nie stało. Karierę zakończył mając niespełna 30 lat, w między czasie zdobył osiem razy mistrzostwo Polski (w latach 1961-1970). Jak sam powiedział w wywiadzie dla portalu bokser.org: "W walce z Niemcem Tiepoldem dostałem cios, po którym zrobiło mi się błogo, słodko w ustach. Nigdy wcześniej tak się nie czułem. To był sygnał, że czas kończyć". W trakcie kariery bokserskiej stoczył 348 walk, 317 wygrał, 6 zremisował i 25 przegrał. Nigdy nie był znokautowany, nigdy nie był liczony przez sędziego... Dopiero lekarze w szpitalu Bródnowskim 13 lipca 2012 roku odliczali słabnący puls Mistrza. Jerzego Kuleja nie znokautował żaden człowiek... udało się to wspólnym siłom chorób: czerniakowi, nie udanej operacji barku, zawałowi serca i udaru (w trakcie benefisu Daniela Olbrychskiego). Tak wiele trzeba  było na takiego gladiatora, który nie poddawał się nawet po udarze. Trenował żeby powrócić do sprawności fizycznej, ćwiczył z logopedą. Był stałym bywalcem Balu Mistrzów Sport, zagrał w kilku filmach. Z życia czerpał garściami.


Włodzimierz Smolarek - urodził się  16 lipca 1957 roku w Aleksandrowie Łódzkim. Wychowanek tamtejszego Włókniarza z którego trafił do Widzewa Łódź. To w właśnie tego klubu jest legendą. W Legii  Warszawa spędził tylko dwa sezony 1977-1979, zagrał w 18 meczach i zdobył 4 bramki. W reprezentacji Polski rozegrał 60 meczów i zdobył 13 goli. Do legendy przeszedł podczas Mistrzostw Świata w Hiszpanii w 1982 roku, a dokładnie podczas meczu z ZSRR. Kiedy nasz kadra broniła się, bo remis był sprzyjającym nam wynikiem, Smolarek zatrzymał piłkę w narożniku boiska rywali, stawał przy chorągiewce i "tańczył" nad piłką, kręcił kółka, zastawiał ciałem byle tylko zyskać cenny czas. Jak przyznał w wywiadzie dla Onetu zawdzięcza to pewnemu zawodnikowi z ulicy Łazienkowskiej 3, z którym miał przyjemność grać... "Tego zagrania nauczył mnie w Legii Kazimierz Deyna. Graliśmy z Zagłębiem Sosnowiec, prowadziliśmy i tuż przed końcem meczu Deyna krzyknął, żebym przytrzymał piłkę w rogu boiska, koło bramki przeciwnika. Przypomniałem sobie o tym na mistrzostwach". Do Legii trafił w z III ligowych rezerw Widzewa i w pierwszym sezonie w Warszawie miał ogrywać się w drugim zespole Legii. W pierwszym składzie grali wtedy: Deyna, Ćmikiewicz 
i Kusto. W drugim sezonie przebił się już do pierwszego składu "Wojskowych" 
i podobno zastanawiał nad pozostaniem w Stolicy, jednak wybrał Widzew. Nie mógł żałować, gdyż zdobył z nim dwa mistrzostwa Polski, Puchar Polski i Półfinał Pucharu Europy po czym "Sołtys" wyjechał na podbój Europy Zachodniej co wtedy nie było takie proste. Włodzimierz Smolarek zmarł 7 marca 2012 roku.



Leszek Kamiński - urodzony w 1929 roku w Warszawie. Koszykarz Legii Warszawa w latach 1951-1962. Wcześniej reprezentował AZS AWF Warszawa (1949-1951). Grał na pozycji centra mimo 186 cm wzrostu. Z drużyną "Wojskowych" zdobywał cztery mistrzostwa Polski i trzy wicemistrzostwa. Trzy krotnie awansował z Legią do 1/4 Pucharu Europy. W reprezentacji Polski rozegrał 61 spotkań. Jest uznawany za pierwszego polskiego koszykarza, który wsadził piłkę do kosza od góry. Koledzy uznawali go za talent klasy europejskiej, miał niesamowity wyskok. Leszek Kamiński zmarł 3 października 2012 roku. Miał 83 lata. Został pochowany na cmentarzu Bródnowskim.




 



  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz