Szukaj na tym blogu

czwartek, 5 lipca 2012

Z zawodu Prezesi

Lato na dworze i Lato odejść nie może. Nie będzie to kolejny tekst o tym, że trzeba odwołać pana Prezesa, który dzięki babiemu latu, czyli pajęczej nici układów trzyma się władzy. Moim zdaniem Prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej ma najgorszą robotę na świecie. Wszyscy patrzą mu na ręce i wyciągają brudy. A takie same przekręty (choć za mniejszą gotówkę) można robić w innych związkach. Dwa przykłady choć nie tak efektowne jak umowa z SportFive czy kontrakt z Nike znajdziecie poniżej. 
Dziwi mnie, że kamery, reporterzy, news helikoptery i TVN24 nie stali pod siedzibą Polskiego Związku Koszykówki, kiedy swoje show miał Prezes Roman Ludwiczuk. Rzecz działa się w 2010 roku. Oprócz kierowania koszykarską centralą w Warszawie, prezes Ludwiczuk był senatorem PO z Wałbrzycha. Swoją pracą w "Izbie Zadumy i Refleksji" zdumiał wszystkich, gdy na jaw wyszły jego korupcyjne nagrania, w których oferował pracę jednemu panu i jego żonie w zamian za wycofanie się z udziału w wyborach w Wałbrzychu. Po ujawnieniu nagrań w których Prezes rzuca kurwami jak Linda, został on usunięty z PO i pozostał mu stołek Prezesa PZKosz, którego tak łatwo nie chciał puścić. Nie czuł żadnego żadnego wstydu. Wszystko było porządku. Podczas gali "Złotych Koszy 2010", które odbywają się przed Bożym Narodzeniem i służą tylko podlizaniu sponsorom i nakarmieniu kilku znanych twarzy wydusił z siebie tylko "Państwu przy okazji chcę powiedzieć: przepraszam". Wtedy już miał silnego konkurenta w postaci Grzegorza Bachańskiego byłego sędziego koszykarskiego, który ostatecznie został wybrany Prezesem PZKosz. 

Roman Ludwiczuk mimo udowodnienia mu tak potężnego skandalu przystąpił do wyborów. W wywiadzie dla wroclaw.gazeta.pl tak to tłumaczył: "Swoją pracą przez ostatnie cztery lata pokazałem, że potrafię coś zrobić. Wydźwignęliśmy PZKosz z kłopotów finansowych, udało nam się zorganizować EuroBasket w 2009 roku, niedługo przeprowadzimy kolejne mistrzostwa Europy w Polsce, tym razem kobiet. Dobrą pracę trzeba kontynuować". Prezesem Ludwiczuk był przez pięć lat. Trzeba mu oddać, że dzięki znajomościom potrafił załatwić pieniądze na zgrupowania czy przeloty pierwszą klasą dla Macieja Lampego. Co prawda było to trochę ponad stan, ale dzięki temu raz awansowaliśmy do Mistrzostw Europy (2007) i raz byliśmy ich gospodarzami (2009). Trzeba mu też oddać, że nazywano go Nikodemem Dyzmą. A po jednym z meczów w Wałbrzychu miejscowi kibice Górnika chcieli wywieźć na taczkach pana Romana Ludwiczuka.

Dziwi mnie, że kamery, reporterzy, news helikoptery i TVN24 nie stali pod siedzibą Polskiego Związku Kolarskiego, kiedy zamykano prezesa Wojciecha W. Wszystko w trybach maszyny kolarskiej przystało się kręcić, gdy rozpoczęto budowę toru w Pruszkowie. Oczko w głowie Prezesa a raczej brylant w jego koronie. Jak się okazało budowa welodromu pochłonęła dwa razy tyle niż zakładano. Budowa zamiast 49 mln zł wynosiła 91, z czego 86,5 mln pochodziło ze środków publicznych. Początkowo tor miał być oddany w 2005 roku. Ostatecznie uporano się z nim trzy lata później. Sprawie przyjrzała się w końcu Najwyższa Izba Kontroli, która wykryła liczne nieprawidłowości m.in w sprawie budowy pobliskiego hotelu i wspomnionego już wzrostu wartości welodromu. Prezes W. musiał tłumaczyć się przed sejmową Komisją Kultury Fizycznej i Sportu... niestety zasłabł wcześniej. Za dużo kręcenia... czyli jak to w kolarstwie. I chociaż wizja prezesa Wojciecha W. uczynienia kolarstwa torowego sportem narodowym stała się przyczyną bankructwa związku (w pewnym momencie było to 9 mln złotych!) to sam szef kolarskiej centrali powiedział PAP przed zjazdem PZKol "Dlaczego mam rezygnować? Nie poczuwam się do winy".  W końcu jednak ustąpił ze swojej funkcji w marcu 2010 roku. Prezesem był od... 1996 roku. Z zawodu chyba był Prezesem.




 


 



  
  

5 komentarzy:

  1. Ale przykład Biesiady dowodzi, że można coś zmienić, jeśli jest opór

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mniej zorientowanych : Anonimowemu chodzi o Janusza Biesiadę, Prezesa Polskiego Związku Piłki Siatkowej w latach 2001-2004. Który został oskarżony o niewłaściwe wykorzystywanie budżetu. Według gazety Wprost z 2003 roku narobił 4 mln długu. Pieniądze według tygodnika szły na "Ponad 26 tys. zł wydało w 2002 r. w restauracjach dwóch działaczy Polskiego Związku Piłki Siatkowej. Wszystkie rachunki pokrył związek". Od 9 lat Biesiada dowodzi swojej niewinności w sądzie. Wyroki sądów trzech instancji uznały, że ma rację i jest niewinny. Nie doczekał się jednak słów przeprosin ze strony oskarżycieli. Biesiada jest inicjatorem rozgrywania w Polsce spotkań Ligi Światowej.

    OdpowiedzUsuń
  3. super artykuł, interesujac sie tylko pilka nozna nie ma sie pojecia co sie dzieje w innych dyscyplinach, a widać tradycje w tego typu akcjach mamy dłłłłuuugie i pan lato nie jest pierwszym:))
    szacun dla autora!

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny artykuł Robert! :)

    OdpowiedzUsuń