Szukaj na tym blogu

sobota, 21 lipca 2012

Motocyklowo na Bemowo

Jadąc na I warszawski Rajd Motocyklowy miałem w głowie już początek tekstu "impreza dla miłośników gazu do dechy". W relacji miało być pełno "ryku silników" i na koniec błyskotliwa pointa, że "mimo zawrotnych prędkości nikt tu nie jeździł na podwójnym gazie". Spodziewałem się tłumu ludzi, głośnej muzyki, czyli wszystkiego czego nie lubię. Fanem motoryzacji też nie jestem, ale ponieważ lubię odwiedzać różne imprezy sportowe wybrałem się na ten Rajd i postanowiłem dać mu szanse. Powiem szczerze, że jestem zaskoczony i to pozytywnie

Pierwsze wrażenie było takie, że chyba to nie dziś są te zawody? Gdyby nie stoisko Warszawskiego Towarzystka Speedweya nic nie wskazywałoby, iż odbywać ma się tu jakiś rajd? Gdzie ten tłum widzów? Gdzie te maszyny? Gdzie to wszystko, co budowałem sobie w głowie jadąc tramwajem na Bemowo. Jest dwóch fotografów, cztery motocykle i dwóch rowerzystów. Jak na godzinę 14, czyli awizowany początek zmagań na autodromie to... chyba czas wracać do domu. Jednak z czasem zjeżdżali się kolejny uczestnicy z pierwszej konkurencji (wyścigu na orientację po ulicach Warszawy). Łącznie w I Rajdzie Motocyklowym wzięło udział około 30 motocyklistów. Na różnego rodzaju maszynach. Począwszy od motorowerów aż po choppery. 
Na Bemowie odbywała się kluczowa konkurencja, czyli próby zręcznościo- we. Tor nie był prosty, zawodnicy kilku krotnie mylili trasę. Nie ważna tu była umiejętność przekręcania manetki gazu do końca a np. balansowania motorem między pachołkami, pokonywania ostrych zakrętów itd. Czas oczywiście też był ważny. Śmiechu i komentarzy przy tym wszystkim było pełno. Żałuje, że tak mało osób przyszło na Lotnisko Bemowo, bo te popisy zręcznościowe naprawdę były bardzo ciekawe. Pokazały mi, że motocykliści muszą posiadać na prawdę duże umiejętności w manewrowaniu swoim pojazdem. Można z tego zrobić prawdziwe show. Jednak, żeby ściągnąć kibiców trzeba zadbać o większą liczbę stoisk z jedzeniem i piciem, toalety itd., bo tego wszystkiego brakowało, a jeden ToiToi, który stał w pobliżu był zastawiony przez samochód i kilka osób miało wycieczkę do hipermarketu na przeciwko lotniska. Nie wiem czy ideą organizatorów Rajdu Warszawskiego jest robienie imprezy z "misją", żeby pokazać ludzką twarz motocyklistów? Czy po prostu chcą się w swoim gronie spotkać, popisać umiejętnościami, porozmawiać o wspólnej pasji i rozejść a raczej rozjechać do domów? 
Jako podsumowanie najlepsze będzie stwierdzenie jednego z uczestników którego zapytałem czy są jakieś nagrody dla zwycięzcy? Odpowiedział mi że "oni robią to dla funu". I to jest prawdziwy gaz! 
Co do WTS, to niestety nie mieli za bardzo wśród kogo promować żużla bo kibiców nie było wielu. Chociaż parę osób (zwłaszcza pań) Rafał Koszałek przewiózł na motocyklu stołecznego klubu. Klubu, który wciąż ma problemy znalezieniem miejsca na zbudowanie sobie toru w Warszawie. Tematem rozmów przy namiocie WTS, było także Grand Prix na Narodowym, a dokładnie dlaczego mało prawdopodobne jest jego rozegranie.
Do zobaczenia na drugiej edycji rajdu.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz