Szukaj na tym blogu

wtorek, 11 września 2012

Świt wstał dla Sarmaty

W II rundzie Pucharu Polski na szczeblu Mazowieckim Sarmata zmierzyła się ze Świtem. Gospodarzem spotkania teoretycznie był zespół z Woli jednak od kilku lat nie posiada już on swojego stadionu przy ulicy Wolskiej 77 i mecze ligowe " u siebie" rozgrywa w Zielonkach, dlatego też aby uniknąć wyjazdu po za Warszawę rozegrano spotkanie na boisku rywala. Faworytem był GKS Świt... jednak po meczu jeden z zawodników tej drużyny był tak wkur.. wkurzony, że nie pamiętał nawet kto zdobył dla nich pierwszego gola. Przejdźmy jednak do rzeczy. 

Sarmata to jeden z najstarszych warszawskich klubów, którego korzenie głęboko związane są z Wolą. Założona została w 1921 roku. W roku 2000 tereny Sarmaty zostały sprzedane zakładom Vis Warszawa a pieć lat później hiszpańskiemu inwestorowi. W tym czasie działalność klub została zawieszona ale na szczęście dla dzielnicy reaktywowano ją w 2010 roku. W ubiegłym sezonie Sarmata awansowała do "Serie A" czyli A klasy. Teraz w Pucharze Polski rywalizowała z grającym w "Okręgówce" GKS Świtem (rok założenia 1923). Zespól z Jelonek nigdy nie grał wysoko, zawsze krążac gdzieś między IV ligą a okręgówką. Mimo to wszystko goście choć grający na własnym boisku byli faworytem. 
Szybko, bo już chyba w drugiej minucie sprowadził ich na ziemię grający z numerem 15 Bartosz Sikorski, który dostał piłkę około 35 metrów od bramki, będąc na wprost niej, zobaczył wysuniętego bramkarza rywali i zdecydowała się na pięknego loba. Zresztą Łukasz Grzegorzewski broniący w Świcie w pierwszej połowie popełnił kilka błędów a nawet wiel-błądów. Nawet na rozgrzewce było widać że łapie tak od niechcenia. Chyba zlekceważył przeciwnika. A Sarmata pokazała, że przyjechała tu walczyć o życie. Swoje braki kondycyjne ( kilka brzuszków u Sarmatów jest) nadrabiali walką i ambicją. W 15 minucie, jednak nie umieli zatrzymać Mariusza Fiuka, który znalazł się z lewej strony pola karnego i uderzył piłke mocno, ta chyba przeszła pod bramkarzem Sarmaty i wzbiła się jeszcze do góry i wpadła do bramki. Mieliśmy drugi tego dnia remis ( po rozpoczynajacym 0:0) ale nie ostatni.  Świt zaczał budzić się na boisku do gry. Bardzo dobre prostopadle podanie, zawodnicy Sarmaty chcili złapać na spalonym rywali jednak Ci byli we właściwym miejscu i nie dali się nabrać. Zawodnik gości w zołtej koszulce pomknąl więc sam na sam z bramkarzem a obrońcy sarmaty nie pozostało więc nic innego jak faulować. Jakieś dwa metry przed polem karnym. Kara mogła być jedna - czerwona kartka dla obrońcy z numerem 14.  Rzutu wolnego jednak zawodnicy GKS nie zamienili w żadną ciekawą sytuację. 
Druga połowa zaczęła się od ataku zespołu z Jelonek. W 50 minucie napastnik Świtu, w prawym rogu pola karnego uderzał w długi róg i piłka tylko o milimetry minęła bramkę Sarmaty. Po chwili z tego samego miejsca inny gracz zdecydował się na strzał jednak piłka powędrowała nad poprzeczką. W odpowiedzi Robert Górski sam na sam z bramkarzem Świtu strzelił w długi róg ale minimalnie niecelnie. Jak na ten poziom rozgrywek to emocji dużo ale najlepsze przed nami. W ok 65 minucie drugiej połowy Sarmata przeprowadza bardzo ładna kontrę. Jeden zawodnik zabiera się z pilka przed swoim polem karnym przebiega poł boiska, wypuszcza pilke między obróńcami, bieże ich na obieg i zagrywa do środka do nadbiegającego Sebastiana Sobolewskiego. Zawodnik który wszedł w drugiej połowie rzuca się ofiarnie wślizgiem i strzela gola na 2:1 a poźniej rzuca się ze szczęscia w ramiona swoich kolegów stojących za boiskiem. Radość nie trwała długo. Ładnie przeprowadzona akcja Świtu z lewej strony, zagranie wzdłuż bramki a tam już czekał Piotr Strzelecki, który dopełnił tylko formalności. Wszyscy już liczyli się z karnymi i dogrywką, jednak na pięć minut przed końcem meczu Sobolewski wpadł się w pole karne rywali jak diabeł tasmański i .. został przewrócony. Nie był to karny z cyklu, że powalili "go ola Boga nie wiadomo jak" ,jednak napastnik zawsze szuka takich momentów gdy jest atakowany w polu karnym. Pewnym wykonawcą "jedenastki" okazał się Bartosz Fornal. W końcówce rywale jeszcze atakowali, mieli dwa rzuty rożne, jednak nic z tego nie wyszło. Tak jak przez cały mecz atakowali ale trochę nie poradnie dużo podań było do tyłu albo w bok zamiast do przodu zdobywając teren. 
Sędzia w końcu gwizdnął a  wszyscy piłkarze Sarmaty wbiegli na boisko śpiewając "Puchar jest nasz". 

Sarmata Warszawa - GKS Świt Warszawa 3:2 (1:1)
Jarosław Kopeć trener RKS Sarmata powiedział: Awans to bardzo fantastyczne uczucie zwłaszcza, że chłopaki grali od 18 minuty w dziesięciu. Nie wiem czy czerwona kartka zasłużona czy nie. Chłopaki dali z siebie wszystko i jestem zadowolony z ich postawy. Staraliśmy się dobrze ustawiać, chociaż ta kartka nam utrudniła grę. Stąd ta zmiana w przerwie, żeby grać na Krzysia Sobolewskiego, który wykonał w ofensywie kawał dobrej roboty.
 

           

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz