Szukaj na tym blogu

niedziela, 28 października 2012

Pierwsza Kręta Piątka na Moczydle

Osoby wkręcone w bieganie mimo nie najlepszej pogody stawiły się licznie na starcie "Krętej Piątki". Zimowa sceneria parku Moczydło nie odstraszyła twardych charakterów biegaczy, którzy w liczbie prawie 300 chcieli się sprawdzić na dwóch dwu i pół kilometrowych pętlach. Każdy kto tego dnia wyszedł z domu, żeby się poruszać już może uważać się za zwycięzcę. Najlepsi oczywiście walczyli o jak najlepsze czasy, choć w rozdeptanym śniegu nikt nie myślał o biciu życiówki.  

Amatorzy biegania, którzy zwykle truchtają po bieżni, lub po płaskim terenie udział w "Krętej Piątce" na pewno będą długo wspominać. Zwłaszcza podbieg pod górkę Moczydłowską a także kręte zbiegnięcia. Jedyne miłe akcenty to stawy które tam się znajdują, dwa mostki przez które biegli zawodnicy i .., to by było na tyle. Reszta to już prawdziwy sprawdzian formy. Do tej pory Park odwiedzany był głównie przez spacerowiczów i ludzi biegających rekreacyjnie. Może pierwsza Kręta Piątka sprawi, że stanie się areną cyklicznych zawodów jak choćby Park Skaryszewski dla Praskiej Dychy.  
"Park Moczydło jest bardzo ładny. Trasa jest dość trudna ale dla amatora przystępna" - zapowiadał Krzysztof Dymel organizator biegu. "Wykorzystaliśmy kręte ścieżki do jeździe na rowerze górskim, stąd nazwa Kręta Piątka". Chociaż tego dnia nazwę "Kręta Piątka" zamieniłbym na "Śliska Piątka".
Zawodnicy wystartowali po godzinie 12. Od razu na czoło biegu wysunęli się  Artur Sielski oraz Rafał Rusiniak. To praktycznie między nimi rozstrzygnąć miała się walka o pierwsze miejsce. Cała grupa biegaczy musiała uważać na zbity śnieg na trasie, który leżał na trasie. Stojąc na dole największe respekt wzbudzał podbieg pod górkę. Cześć zawodników przestawała biegać i wchodziła. Jednak zdaniem nie których to właśnie zbiegnięcia są najniebezpieczniejsza bo można łatwo doznać kontuzji. 
Najszybszy z całej stawki okazał się Artur Sielski z miejscowości Barlinek w Zachodniopomorskiem, który 5 kilometrów pokonał w czasie 18:01 minuty. Można więc powiedzieć, że pan Artur "przyjechał, zobaczył i zwyciężył". Chociaż, gdy przyjechał na start pierwszą jego myślą było to, że zapomniał biegówek. " Na początku mogłem wrzucić narty, bo trasa nie nadawała się zbytnio do biegania, potem jednak trochę śnieg stopniał i przypominał taką trasę z biegów przełajowych w okresie zima-wiosna." - mówił Artur Sielski z grupy Biegam bo Lubie. " Co do trudności trasy to ciężkie były schody. Ja wybrałem taką metodę, że pokonywałem co drugi stopień, żeby wydłużać krok. Podbieg faktycznie był ciekawy na szczęście śnieg był twardy i miał przyczepność. Najgorsze były zakręty w dolnej części trasy, gdzie się zbiegało w dół tam zaliczyłem dwa szlify (śmiech)". Mimo kraksy na trasie zwycięzca nad drugim Rafałem Rusiniakiem z klubu ŁŁKS Łomża miał 35 sekund przewagi. Honoru stołecznych biegaczy obronił Mateusz Kaźmierczak z UKS G-8 Bielany, który do lidera stracił 54 sekundy.  
Trzymam kciuki, żeby impreza wpisała się w kalendarz stołecznych imprez sportowych. Nie wiem czy ciężko będzie zamknąć park na godzinę, ale w każdym razie wątkiem humorystycznym było, gdy trwała rozgrzewka a między sportowcami poruszały się osoby wracające ze swoimi tobołkami z bazarku na Olimpii. Ale to może pewien wolski folklor. Ważne, że w ten folklor wsiąka też "Wola na bieganie". "Za rok może postaramy się już współpracować z Urzędem Dzielnicy Wola, żeby dzielnica objęła nas patronatem" powiedział Krzysztof Dymel. Dodatkowo dobry jest termin imprezy dla osób, które przygotowują się do startu w Biegu Niepodległości. Może być to dla nich próba generalna przed startem 11 listopada.
 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz