Szukaj na tym blogu

środa, 6 czerwca 2012

Kapita(L)ny Deyna spoczął w Warszawie

Kazimierz Deyna wrócił do Warszawy.  Legenda stołecznego klubu została pochowana na Wojskowych Powązkach niedaleko wybitnego trenera Kazimierz Górskiego. Wieczorem , o godzinie 20:45 ( tak jak zaczynają się dobre mecze Ligi Mistrzów) przy Łazienkowskiej odsłonięto pomnik mistrza - legendarnego „Kaki”. Jest to pierwszy pomnik piłkarza w naszym kraju. Zbudowany  został ze składek kibiców. 

Ten rok można by nazwać w Legii rokiem Kazimierza Deyny. Trybuna wschodnia stadionu przy Łazienkowskiej została nazwana na jego cześć. Do tego co roku organizowany będzie turniej Deyna Cup. Jeśli dodamy do tego książkę Stefana Szczepłka „Deyna, Legia i tamte czasy" wydaną niedawną przez Wydawnictwo Marginesy, to rok 2012 można nazwać rokiem Deyny, tego piłkarskiego geniusza.

Dla mnie historia i osiągnięcia tego człowieka zawsze były czymś niezwykłym. Ja, tak jak spora grupa kibiców, która dziś była przy odsłonięciu pomnika, nie widzieliśmy gry Kazimierza Deyny na żywo. Kiedy on zginął ja miałem cztery lata. Mimo to od ojców, wujków i starszych kolegów wiemy, że gdy „Kaz” przejmował piłkę na stadionie Śląskim i strzelał gola bezpośrednio z rzutu rożnego to cały stadion gwizdał i buczał

Może dlatego kibice tak go pokochali, bo był w naszym kraju nie lubiany, tak jak i cała Legia. Mogli się z nim identyfikować. Dziś koszulki z jego podobizną noszą chłopcy, których na świecie nawet nie było, gdy Deyna święcił triumfy. Mimo wszystko jest dla nich bohaterem. Dzisiejsi młodzi , którym nie było dane oglądać na żywo Deyny (choć pana Lucjana Brychczego też chciałbym zobaczyć w akcji na boisku!) szukają jego goli na youtube czy innych tego typu portalach. Szukają książek, pytają starszych o te rogale, powtórzone karne, kółeczka które wykonywał na boisku. Jeśli zapytałbym kogoś pod tym pomnikiem o najlepszego zawodnika w historii Polskiej piłki to odpowiedzią była intonowana piosenka  „Deyna Kazimierz.... Nie rusz Kazika bo zginiesz”!

zdj. Bogdan Kuc
Do Polski Kazimierz Deyna wrócił pierwszy raz od 18 września 1979 kiedy to na stadionie Wojska Polskiego grał pożegnalny mecz pomiędzy Legią Warszawa a Manchesterem City. Połowę rozegrał w jednej drużynie w połowę w drugiej.  W obu koszulkach zagrał z numerem 10 (obecnie w Legii ten numer jest zastrzeżony tylko dla Deyny). Tak Stefan Szczepłek w swojej książce „Deyna Legia i tamte czasy” wspomina co się działo po zakończeniu meczu: „Owacje trwały kilkanaście minut. Warszawa żegnała swojego bohatera. Kwiaty puchary proporce, upominki nie zmieściły się w jednym samochodzie. Pod szatnią także ścisk, każdy chciał się pożegnać, podziękować, przeprowadzić wywiad”. Dziś Warszawa na nowo po 33 latach przywitała swoją legendę. Teraz każdy może zatrzymać się przy po pomniku i wspomnieć genialnego zawodnika- który jednak w życiu prywatnym nie umiał sobie poradzić. I może to właśnie czyni z jego właśnie jeszcze większą legendą na miarę – pop- kulturowych postaci  jak Ryszarda Riedla.

W książce „Deyna, Legia i tamte czasy”, zawarte są także historie o zawodnikach, z którymi grał w owych czasach. Na pewno czytelnikom przypadnie do gustu opowieść o bramkarzu Władysławie Grotyńskim.  Te barwne historie uzupełniają wypowiedzi różnych znanych osób związanych ze światem piłki nożnej np. Jacka Gmocha, z którym „Kaka” grywał w „Wojskowych” jeden na jednego, i były to bardzo zacięte boje. Jako wstęp do książki został użyta wypowiedź Kazimierza Górskiego z 1996 roku. „Deyna, Legia i tamte czasy” to książka godna polecenia wszystkim fanom Kazimierza Deyny. W swojej opinii chyba nie jestem odosobniony, bo jak dowiedziałem się w wydawnictwie, ta książka cieszy się wielką popularnością. Na pewno warto wiedzieć, kim był ten piłkarz, którego pomnik mijamy w drodze na mecz. 

Poniżej "Legenda Deyny" w wersji muzycznej.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz