Szukaj na tym blogu

sobota, 30 czerwca 2012

Derby czyli bomba w górę!

"Rrruuszyli"- tę charakterystyczną komendę spikera na Torze Służewieckim znają wszyscy stali bywalcy. Konie rozpoczynają bieg a serce tych, którzy przed chwilą obstawili, wskakuje na piąty bieg. Do tej rozrywki zwierzęta, dżokeje oraz kibice muszą mieć końskie zdrowie. Wiadomo liczy się też fuks! Trwa Weekend Derby i jedna z trzech najważniejszych gonitw  sezonu (obok  nagrody Rulera i nagrody St. Leger). 

Ostatnia sobota czerwca i pierwsza niedziela lipca na Torze Służewieckim niezwykły czas. Zawsze w pierwszą niedzielę siódmego miesiąca roku rozgrywane są Warszawskie Derby, czyli gonitwa 3 letnich koni pełnej krwi angielskiej. Bieg rozgrywany jest na dystansie 2400 metrów. Impreza ma bogatą historię. Derby (oraz inne gonitwy) rozgrywane były od końca XIX wieku do 1938 roku (wtedy jeszcze na Polach Mokotowskich). Na Służewcu goszczą od 1939 roku (z przerwą na II wojnę światową). I patrząc na zainteresowanie, ta tradycja nie upadnie. Ja na tor wybrałem się w sobotę - Wigilię naszych "Gran Derby" żeby sprawdzić jak wyglądają przygotowania. Tego dnia rozgrywana była LOTTO gala.

W zeszłym roku na Torze Służewieckim pojawiło się dziesięć tysięcy ludzi. Teraz organizatorzy liczą, że przyjść może ich nawet dwa razy tyle. Wśród osób, które spotkać przy kasach przewija się cały przekrój społeczny - od pań w pięknych kapeluszach, biznesmenów, po bananową młodzież. Spotkamy też wygolonych na łyso typów i panów, którzy wyglądają na takich, którzy na ulicy pewnie zaczepili by nas pytając "Prezesie ma pan złotówkę na kieliszek chleba?". Zwłaszcza ci ostatni z petem z zębach i programem wyścigów w ręku, toczą zacięte rozmowy, kto jest faworytem, a kto nie ma szans, jednym słowem - fachowcy.

Gdy bomba idzie w górę, spiker przeciąga swoje "rrruszyli" wytrawni gracze podskakują, emocjonują się, poganiają telepatycznie dżokeja i konia, rzucają chu... tzn. rzucają gromami. W tym czasie piękne panie w pięknych kapeluszach na balkonie zażywają kąpieli słonecznych. Pełen przekrój emocji. Też zastanawiam się czy nie zagrać, ale jakoś przy tych fachowcach nie chce wyjść na "Świeżaka", bo to moj pierwszy raz na torze. Po za tym mógłbym przegrać jak Bolo z "Piłkarskiego pokera" i nie wiadomo jaką spiralę nieszczęść by to nakręciło. Licho nie śpi. 

Gonitwy odbywają się co pół godziny, więc czas pomiędzy wykorzystałem na spacer po okolicach (chyba, że ktoś obstawia). Tor Służewiecki ma ponad 135 ha, więc można tak chodzić dłuższy czas.  Niestety dwie Trybuny są zamknięte. Dobrze jednak, że Totalizator Sportowy który dzierżawi teren od czterech lat uratował bankrutującą spółkę Wyścigów Konnych i przywrócił modę na ten sport warszawiakom czy ma jednak szanse stać się "polskim Ascot"?
Łącznie przez dwa dni w 18 gonitwach rywalizować będzie 200 koni. W niedziele "Warszawskie Derby". Bomba w Górę pójdzie o 14.










piątek, 29 czerwca 2012

Futsal i co dalej?

azsuw.pl
Tekst o futsalu zaczniemy od quizu. Ile osób wie co to jest futsal? Niech podniesie rękę. Ci którzy nie wiedzą, niech nie naciskają przycisku myszki zaznaczając krzyżyk w rogu monitora bo dużo stracą. Ile osób wie, że w Warszawie są dwie drużyny, które grają w futsal? Lasu rąk  nie widzę. Otóż na zapleczu Ekstraklasy gra AZS Uniwersytet Warszawski oraz Mazovia. Są to prawdziwi pasjonaci futsalu- halowej odmiany piłki nożnej. Mimo, że nazwać można ich amatorami to jednak pamiętajmy, że amator znaczy też kogoś oddanego, miłośnika więc nie powinno ich to obrazić. Dziś tekst poświecę najdłużej istniejącej drużynie w Warszawie - AZS UW.

O co chodzi w tej grze? Futsal został wymyślony w Urugwaju, ale popularność zdobył w Brazylii. W grze biorą udział dwa zespoły składające się z pięciu zawodników (bramkarz i czterech w polu). Ich zadaniem jest strzelenie najwięcej goli rywalom i stracenie jak najmniej. Proste i widowiskowe. Mecz trwa 40 minut (2x20). Czas jest zatrzymywany, gdy piłka opuści boisko, lub gdy jest faul i zawodnik leży na parkiecie.Za każdy faul ponad piąty przyznawany jest rzut karny przedłużony z 10 metrów (normalny karny strzelany jest z sześciu metrów). Zmiany przeprowadzane są "hokejowo". Mecz "obsługuje" dwóch sędziów na boisku i sędzia stolikowi odpowiedzialny za tablice wyników, czas, i faule. Jeśli wiemy już o co chodzi poznajmy  AZS UW.  

Literka A!Literka Zet!Literka eS jak AZS!

AZS UW w tym sezonie był beniaminkiem I ligi. Zawodnicy Rafała Klimkowskiego po roku gry w II lidze (czyli trzecim szczeblu rozgrywek) wrócili na zaplecze ekstraklasy. Aż dziwne, że jeszcze w sezonie 2007/2008 UW grało w Ekstraklasie a teraz było dwa szczeble niżej. Sekcja założona została została w 2005 roku. Do najwyżej klasy rozgrywkowej AZS wprowadził...obecny kierownik Lecha Poznań Dariusz Motała, który przez rok był tu trenerem. Odkurzyłem stary wywiad (2008 r.), który przeprowadziłem z Marcinem Rosłoniem futsalowcem AZS UW, a zawodowo komentatorem sportowym stacji Canal Plus, w którym powiedział mi: „Trzeba wykorzystać ten czas jaki pozostał nam w I lidze (wtedy jeszcze I liga była najwyższym szczeblem rozgrywek- przyp. autora) wykorzystać jak najmocniej do budowania podstaw klubu, który po roku w  II  lidze od razu awansuje, który będzie zdecydowanym faworytem, który będzie miał sponsorów, który będzie mógł wykorzystywać tę halę i zapełniać ją nawet tymi 300 osobami. To będzie nam sprawiało radość, że będziemy szkolić młodych chłopaków ,studentów którzy tutaj też będą chcieli grać i co ważne oni sami będą chcieli tutaj grać i to jest dla mnie nadrzędny cel a nie, że trzeba wyszukiwać kogoś kto powie może przyjdę, może nie.” Niestety po dwóch latach w I lidze zespół spadł do  II ligi. Na szczęście wrócił na zaplecze Ekstraklasy ale już bez Marcina Rosłonia, który skończył karierę futsalową rok po tamtym wywiadzie. Zespół w którym grali byli zawodnicy rezerw Legii jak Tadeusz Kiełbiewski czy Marcin Sianowski przestał istnieć a do głosu doszli młodzi zawodnicy i młody trener Rafał Klimkowski. Sponsora wciąż nie udało się znaleźć.
azsuw.pl
„Na pierwszym treningu byłem mega zakręcony” – mówi Przemysław Cegiełko,który na pierwsze zajęcia przyszedł w 2007 roku i został w AZS UW już 5 lat! „Zderzyłem się z tym, że to zupełnie inna bajka niż trawiasta piłka, generalnie przez sezon uczyłem się gry w futsal- mówi Przemek - "Pamiętam jak dziś jaki dostawałem „zj.by” od Marcina Rosłonia nawet jak nie była moja wina to i tak była. Ale też się dużo nauczyłem od niego- wspomina jeden z zawodników z najdłuższym stażem". Przygoda z futsalem pozwoliła mu także rozpocząć kursy trenerskie i dziś jest trenerem młodzieżowych grup Drukarza. Na swoim koncie ma 4 mecze w futsalowej Ekstraklasie (łącznie na wszystkich szczeblach rozgrywek ma ich 76). Chciał także otworzyć szkółkę futsalową dla dzieci ale nie znalazł się na do tego żaden inwestor.

Frekwencja na hali 

azsuw.pl
Poczynania AZS UW w hali przy ulicy Banach ogląda z reguły około 60 osób. Na pewno to też irytuje zawodników, którzy co mecz muszą zapraszać swoich znajomych na spotkanie. „Na Zachodzie jest tak, że futsal jest sprofesjonalizowany i jest odrębną dyscypliną - Benfica, FC Barcelona, Sporting Lizbona mają swoje futsalowe zespoły” – mówi Michał  Kozłowski bramkarz AZS UW (póki co bez debiutu w Ekstraklasie,na swoim koncie ma 60 spotkań w futsalu). „Tam na mecze przychodzi po kilka, kilkanaście tysięcy ludzi, aby oglądać futsalistów z krwi i kości. Do dzisiaj wiele osób pyta z jakimi uczelniami gramy w lidze. Wtedy muszę tłumaczyć, że drużyna gra w Polskiej Lidze Futsalu, a nazwa jest związana z Uniwersytetem, bo gdyby nie ta instytucja i kilku zapaleńców jak Piotr Bartnik, Marcin Rosłoń, Tadek Kiełbiewski...tej drużyny na pewno by nie było – kończy popularny „Koza”, który również pracuje jako trener. Prowadzi dzieci w klubie Zwar oraz obecnie próbuje swoich sił w mediach sportowych na razie jako praktykant.

Pieniądze to nie wszystko ale bez pieniędzy to...

azsuw.pl
Na koniec zostawiłem wątek finansowy. Drużynę ciężko jest wzmocnić nowymi doświadczonymi zawodnikami bo tu nikt nie zarabia poważnych pieniędzy. Przez sezon jeśli każdy dostał tysiąc złotych to góra. „Futsal jest słabo rozreklamowany – mówi kapitan AZS UW Grzegorz Och ( 19 meczów w Ekstraklasie- 11 AZS, 5 Grembach Zgierz - łącznie 65 gier) - „Nie ma szkolenia w kierunku futsalu, młodzież nie ma gdzie się udać nawet gdyby byli zainteresowani, no i czynnik bardzo istotny warunki finansowe. W 4 lidze zarobisz większe pieniądze niż na poziomie 1 ligi futsalu. Futsal nie jest dyscypliną olimpijską, nie jest nigdzie ujmowany w dotacjach”. Temat kontynuuje Kozłowski, który również nie kryje rozczarowania "Nawet jeśli trafi się na jakiegoś pasjonata sportu, piłki...to woli on wspierać jakieś lokalne kluby Ligi Okręgowej, IV, czy III ligi. Wtedy jest Panem sponsorem lubianym przez okolicznych kibiców. Bardzo żałuję, że nie wygląda to tak jak na Śląsku, gdzie jest przecież wiele klubów wspieranych przez różne instytucje - miasto, większe i mniejsze firmy. U nas tego nie ma... nawet zainteresowania miasta, które woli wesprzeć drużynę II ligi waterpolo. Z tego co wiem nie można z niej spaść, ani awansować wyżej, a co więcej liga rozgrywana jest w formie kilku turniejów i tyle... No, ale jest to sport olimpijski". 

Co dalej?

azsuw.pl
Co więc czeka ten sport? Zdaniem byłego zawodnika AZS UW... oraz Warsaw Eagles Marcina Koziorowskiego nic dobrego. „Problemem jest brak pozytywnie zakręconych ludzi (organizują te PZPN), którzy byli by wstanie stworzyć coś z niczego, wypromować pozyskać kasę od sponsorów, przyciągnąć publiczność, oddzielić od piłki nożnej - znaleźć nową grupę fanów. Popatrzmy na rozwój PLFA. Jako były zawodnik obydwu tych dyscyplin mam porównanie i z pozycji kibica widzę ogromną różnicę - info o FA dociera do mnie z każdej strony o futsalu nawet nie wiem, które ostatnio AZS zajął miejsce w lidze, co zdobyła reprezentacja polski futsalu”?
Mimo tych wszystkich problemów i ciągłego tłumaczenia co to jest futsal znajomym, "akademicy" wciąż walczą o swoje istnienie i rozwój. Szczęście dla nich, że choć co jakiś czas ktoś rezygnuje z rożnych powodów z uprawiania sportu (praca, rodzina) to przychodzą młodzi ludzie, którzy chcą kontynuować tradycje futsalowe na uczelni. Jak choćby Adam Grzyb, były reprezentant Polski do lat 19 w futsalu, gdy grał jeszcze w Hurtapie Łęczyca oraz wychowanek Akademii Piłkarskiej Legii Eryk Stoch, który mimo, że w tym sezonie rozegrał dopiero 12 spotkań to już powoływany był do reprezentacji Polski U-21. Może umiejętności Eryka, tak jak jego kuzyna Kamila, pomogą wskoczyć AZS-owi na wyższy pułap. 

Komentarz

Kilku rzeczy tylko wciąż nie mogę zrozumieć,a na mecze chodzę od 2008 roku  (AZS UW - Pogoń 04 Szczecin). Czemu na hale nie można przyciągnąć studentów z pobliskich akademików przy Żwirki i Wigury? Czemu futsalu nie można zrobić sportu popularnego w środowisku akademickim? Zrobić szaliki AZS UW dla sekcji koszykarskiej, ręcznej, futsalowej. Podzielić a później zrobić konkursy na meczach. To zawsze jest atrakcyjniejsze niż same widowisko, które przyciąga tylko takich zapaleńców jak ja. Ludzie potrzebują czegoś więcej. Nie mówię już o cheerleaderkach na otwarciu sezonu bo to już w ogóle byłby kosmos. Ale tylko Ci którzy w niego mierzą osiągną sukces.
--
Fenomenalny gol Rafala Prażucha (27 sekunda) powinien zachęcić do przyjścia do hali Banacha 2a.
Kapitan AZS UW Grzegorz Och pozazdrościł gola koledze.

czwartek, 28 czerwca 2012

Jedno imię, wiele stadionów - komentarz

Sejm się uaktywnił (a miała być cisza do końca Euro!). Wybrańcy ludu przez aklamację przyjęli uchwałę o nadaniu imieniem Kazimierza Górskiego- wybitnego trenera i prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej - Stadionu Narodowego. Chwila chwila, w lutym prezes Lato mówił, iż Stadion Narodowy jest w Chorzowie! To jak to??? Sprawdziłem, chodzi na pewno o Narodowy w Warszawie.
Lubię rzeczy oryginalne, niepowtarzalne. Posłowie natomiast widać lubią te piosenki, które już kiedyś słyszeli. Od czwartku 28 czerwca, stadion w Warszawie nosi nazwę im. Kazimierza Górskiego. Tak samo tylko, że dużo wcześniej nazywają się stadiony Wisły Płock oraz....Sparty Rejowiec, oraz Pogoni Duszniki. Na stadionie Złotej jedenastki Kazimierza Górskiego gra natomiast Medyk Konin. Nie liczę tu szkół i hal nazwanych imieniem trenera tysiąclecia. Czyżby pan Raś był kiedyś na meczu Sparty Rejowiec i podchwycił nazwę ich stadionu? Czy teraz sejm każe im zmienić nazwy, żeby narodowy był jedyny w swoim rodzaju? Czy może każdy stadion nazwiemy imieniem Kazimierza Górskiego (w Chorzowie tylko im. Antoniego Piechniczka).
Żarty żartami, ale i tak w świadomości warszawiaków ten stadion pozostanie "Narodowym" nie zależnie od decyzji tych osób z wiejskiej. Może też taka powinna być jego oficjalna nazwa? Stadion Narodowy w Warszawie!
Nie mam też nic do pana Kazimierza Górskiego - nie było mnie nie świecie kiedy nasi wygrywali. Czytałem też nie jedną książkę o wybitnym selekcjonerze i mniej wybitnym prezesie PZPN np " Z ławki trenera". Tylko nie chciałbym już żyć legendami i słuchać o Wembley. Kur.. już czuje eliminacje do MŚ i TVP które będzie grzało się 1973 rokiem przed meczem z Anglią. 
Dlatego coraz częściej uciekam w niszowe dyscypliny pełne pasjonatów, głodnych sukcesów! Zresztą czy to ważne jak się nazywa stadion na którym przegramy? Niech sejm zrobi coś, żeby dzieci z Drukarza albo Olimpii, które jadą na obóz miały dobre warunki! Może wtedy dzieci zamiast konsole znów wybiorą boisko.   

środa, 27 czerwca 2012

"Znamy wagę spotkania"- wywiad

Trwają przygotowania do niedzielnego półfinału Polskiej Ligi Futbolu Amerykańskiego, pomiędzy Warsaw Eagles a Devils Wrocław. W rundzie zasadniczej przy Obrońców Tobruku "Orły" wygrały wysoko 48:27, przełamując fatalną passę sześciu porażek z rzędu. Po meczu, zawodnik Eagles Maciek Traczyk przyznał, że "Wrocław to nasz kryptonit". Teraz czas na półfinał i wielki rewanż! Zapraszam na wywiad z Grzegorzem Janiakiem - tight end Warsaw Eagles.

R.Z.: Z Devils Wrocław macie niekorzystny bilans (6 porażek -2 zwycięstwa), nie "siedzi" wam to w głowach przed półfinałem?
G.J.:  Oczywiście chcielibyśmy żeby statystyki wygranych meczów były na naszą korzyść, jednakże historii już nie zmienimy. Możemy wpłynąć na wyniki tylko kolejnych meczów. Trzeba jednak pamiętać, że każdy sezon jest inny. W tej chwili każdy koncentruje się na sezonie 2012, a w tym sezonie w bilansie zdobytych punktów z Devils wygrywamy. 

R.Z.: Czujecie większą presję przed tym meczem niż przed innymi spotkaniami?
G.J.: Spotkania półfinałowe zawsze są ważne, bez względu na to, na którym miejscu wychodzisz z sezonu zasadniczego. Grasz jeden mecz, który decyduje o wszystkim. Oczywiście czujemy presje i znamy wagę spotkania, dlatego niezwykle ważna jest koncentracja 

R.Z.: Jak wyglądają przygotowania do tego półfinału?
G.J.: Przygotowania do tego meczu nie różnią niczym innym od przygotowań do meczy które już rozegraliśmy. Analizujemy przeciwnika, szukamy słabych stron. Na treningach staramy się grać pod przeciwną drużynę. Oczywiście ciężej będzie defensywie, gdyż w szeregach Devils pojawił się nowy QB, który zagrał jedno, nieudane spotkanie, zatem ciężko powiedzieć na co jest go stać. Mamy nadzieje, że nie wejdzie na najwyższe obroty w meczu z nami

R.Z.: Graliście ze sobą już dwa razy w tym sezonie, pozostałe swoje mecze oglądaliście na wideo. Czy można przez taki krótki czas jaki był przed półfinałem, czymś nowym zaskoczyć rywala? Czy teraz już tylko chodzi o to żeby bardziej dopracować swoje zagrania?
G.J.: Mówi się, że wygrywa ta drużyna, która popełnia mniej błędów. Zatem jeśli wyeliminujesz błędy, masz szanse wygrać mecz. Oczywiście w takim krótkim czasie jesteśmy w stanie dopracować zagrania w których popełniamy błędy a przynajmniej zmniejszyć szanse ich wystąpienia. Myślę, że każda drużyna grająca na tym poziomie stara się czymś zaskoczyć, w zasadzie nie może sobie pozwolić na grę w sytuacji, gdzie przegrywa i nie ma możliwości na wybrnięcie. Można też powiedzieć, że element zaskoczenia daje duża przewagę a na pewno ułatwia grę. 

R.Z. : Czy to czujesz, że może być to Twój najważniejszy mecz w karierze? 
G.J.: Prawdę mówiąc nie myślałem o tym w ten sposób. Jedno jest pewne że waga spotkania jest duża, a przeciwnik jest mocną drużyną. Jak zawsze będę starał się grać na 100% możliwości, tak aby móc powiedzieć że zostawiłem siebie na boisku. Mam też nadzieję, że najważniejsze spotkanie czeka mnie 15 lipca.

Grzegorz Janiak w akcji

Mecz Warsaw Eagles - Devils Wrocław rozegrany zostanie 1 lipca o godzinie 14 na stadionie przy ul. Obrońców Tobruku.

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Rakiety na plaży

Do tej pory myślałem, że tenisiści zmagania toczą na nawierzchni trawiastej albo na mączce ceglanej. Jak się okazuje grać można także na piasku. Jest to odmiana idealna na wakacje i ciepłe dni. W dodatku podczas takiej rywalizacji nikt nie chowa głowy w piasek! Przez weekend (23-24 czerwca) w Stolicy rozgrywany był turniej w ramach ITF Beach Tenis Tour. Wystartowało 12 par męskich i 6 żeńskich. Emocji było tak wiele, że finał przeleciał mi jak... piasek przez palce. Zaznaczam, iż nikt nie grał "piachu".

O co chodzi?

Jak w każdej grze w tenisie plażowym chodzi o to, żeby zdobyć więcej punktów niż rywale. Te liczone są jak w tenisie ziemnym. Mecz  toczy się między dwoma parami na boisku zbliżonym swoimi wymiarami do boiska do piłki plażowej (16 m x 8m). W Beach Tenis nie gra się rakietami a specjalnymi "paddle bats", które nie mają zwykłych naciągów tylko dziurki, które pomagają przełamać opór powietrza przy uderzeniach. Gra się piłką o obniżonym ciśnieniu (do minitenisa). Różnice w porównaniu z tenisem ziemnym to, to że dotknięcie piłki z ziemią równoznaczne jest z punktem, serwis dotykający siatki jest serwisem dobrym, a zamiast trzeciego seta jest rozgrywany super tie break. Tyle wprowadzenia, czas na emocje! 

"Sorry for..."

Gościnne progi... a raczej gościnny piasek klubu H2O na Wale Miedzeszyńskim były areną weekendowego turnieju w ramach ITF Tour. Dużą niespodziankę sprawili organizatorom Włosi: Davide Pagella (ok. 110 miejsce na świecie i Vittorio Cenacchi  (ok. 130 miejsce na świecie). W słonecznej Italii Beach Tenis jest bardzo popularny, a zawodnicy z ojczyzny tego sportu stoją wysoko w rankingach. "Uważam, że mamy tu najwyższy poziom jaki mogliśmy spotkać w Polsce ponieważ zagrało tu wiele naprawdę bardzo dobrych par, byłych tenisistów i para z Włoch, która jest koło setnego miejsca na świecie" - mówił Daniel Półkoszek - zawodnik i organizator turnieju.     
Emocji nie brakowało. Zwłaszcza w grze Włochów, którzy raz po raz pokrzykiwali "FORZA" albo "BRAVO". Beach Tenis to chyba kulturalna gra, bo Włosi cały czas przepraszali rywali za coś: "Sorry for net", "Sorry for line". Nie doczekaliśmy się niestety "Sorry for score". Południowcy grali bardzo efektownie często w ekwilibrystyczny sposób ratując nie możliwe do obrony piłki.
Włoska para Pagella - Cenacchi w finale zmierzyła się z Mariuszem Kozicą i Danielem Półkoszkiem. Mimo, że faworytami byli goście to jednak gospodarze pokazali, że na swoim piasku łatwo skóry nie sprzedadzą. I to oni mogli po meczu cieszyć się ze zwycięstwa.
I chociaż za pierwsze miejsce w tym turnieju nie było pokaźnego czeku, jak na Wimbledonie, to jednak nasi zawodnicy mogli dopisać sobie cenne punkty do rankingu ITF Tour.

Beach Tennis w Warszawie 

Warszawę można uznać za kolebkę Beach Tenisa w Polsce. "Pierwszy turniej został zorganizowany w Parku Kultury w Powsinie, ale  zaczęliśmy to przenosić w bardziej rozrywkowe miejsca jak Plaża Stadion, H2O, czy La Playa. Faktycznie Warszawa jest kolebką, ale mistrzostwa Polski od dwóch lat rozgrywamy w Łodzi w Manufakturze - powiedział Daniel Półkoszek - "Obecnie w Polsce jest około stu zawodników. W Warszawie pewnie  trzydziestu. Przydałoby się zainteresowanie mediów naszym sportem, oraz jacyś sponsorzy na organizacje turniejów. Nie muszą to być duże kwoty. Jeśli pula nagród wynosiłaby 1000-1500 złotych to Włosi, Czesi albo Niemcy chętnie pojawiliby się w naszym kraju" - kończy zawodnik. 
Można żałować tylko, że kibiców w klubie H2O zainteresowanych finałem było tylko tylu co zawodników na boisku. Zwłaszcza, że pogoda dopisywała. Każdy mógł sobie wziąć leżak, zimny napój, zrobić meksykańską falę odpoczywając od piłkarskich emocji. Kolejne zawody w lipcu na Plaży Stadion. Zapraszam.



 





sobota, 23 czerwca 2012

Kolejne Euro w Polsce ale nie w Warszawie!

Polska została wybrana gospodarzem Mistrzostw Europy w roku 2016 w piłce ręczne mężczyzn! Decyzja zapadła podczas odbywającego się w Monako XI Kongresu Europejskiej Federacji Piłki Ręcznej. Biało - czerwona kandydatura już w pierwszej turze uzyskała 58% (27) głosów, pokonując Norwegów oraz Chorwatów.
 "Mistrzostwa Europy już kiedyś odbywały się w Norwegi i Chorwacji, więc może to zdecydowało o wyborze Polski" - mówi Witold Rzepka, trener szczypiornistów AZS UW. "Taka impreza na pewno wpłynie na popularność dyscypliny. Będziemy mieli także większe szanse na sukces" - kończy szkoleniowiec stołecznych akademików, którego to dopiero ja poinformowałem o wyborze Polski na gospodarze Euro.
Mistrzostwa Europy organizowane są w czterech miastach. Oby jednym z nich była Warszawa. Może będzie to pretekst do budowy Hali Narodowej.  Mamy na to cztery lata.
 UWAGA! Jak podaje portal TVP Spot : Spotkania zostaną rozegrane w Ergo Arenie (Gdańsk), Spodku (Katowice), Atlas Arenie (Łódź) oraz Czyżyny (Kraków). Czy to jest jakiś żart ??? 
 "O ile rozumiem wybór Spodka i Atlas Areny to najbardziej dziwi mnie wybór Krakowa"- mówi Daniel  Lewandowski trener piłkarek ręcznych AZS AWF- "w tamtym mieście nie ma za dużych tradycji szczypiorniaka.Nie ma tam zespołu na poziomie Ekstraligi ani pierwszej ligi zarówno kobiet ani mężczyzn. Nie wiem czy to jeszcze można zmienić". 
 Przypomnę, że to już kolejna impreza która ominie Warszawę. Mistrzostwa Świata w siatkówce w 2014 roku gościć będą również wspomniane wyżej miasta oraz dodatkowo Bydgoszcz i Wrocław. Może w końcu czas zrobić coś z tym Torwarem, który nie nadaje się do organizowania imprez sportowych. Do promocji kosmetyków owszem, do koncertów też, ale do dla sportu nie bardzo. Cudem nadawać można to, że gościliśmy Eurobasket w 2009 roku choć bez reprezentacji Polski.
Niestety zła wiadomość dla organizatorów - finał w Czyżynach (czy gdziekolwiek) nie będzie tak popularny jak finał w Warszawie. Media, które swoje siedziby mają w Stolicy nie będą tak "pompowały" atmosfery imprezy z ośrodków jak gdyby mecz był w Warszawie. Róbmy tak dalej a niedługo mieszkańcy Warszawy znać będą tylko piłkę nożną.
 

środa, 20 czerwca 2012

Garwolin trafił szóstkę i awansował

Tak jak przed rokiem, piłkarze Olimpii znów walczyli o awans do IV ligi. O wyższe cele  "olimpijczycy" ostatni raz zmagali się w sezonie 1996/1997, kiedy to byli o krok od zaplecza Ekstraklasy. Teraz stawką barażowego pojedynku z Wilgą Garwolin był awans z ligi okręgowej. Pierwszy mecz na wyjeździe zakończył się wynikiem 3:1 dla rywali. U siebie trzeba było więc wygrać 2:0, żeby świętować awans. Niestety kibice klubu z Górczewskiej przełknęli gorzką pigułkę.

Na boisku od początku dominowała Wilga. Gdyby na trybunach zasiadł ktoś, kto nie wiedziałby, że grają tu wicemistrzowie swoich grup z ligi okręgowej to byłby pewien, że jest to mecz lidera z outsaiderem. 1:0 dla Garwolina było już po sześciu minutach rywalizacji. Olimpia po chwili odpowiedziała wrzutko-strzałem ze skrzydła, który o mały włos nie skończył się przelobowaniem bramkarza przyjezdnych. Swoją akcje miał też Rafał Popis. Nic z tego jednak nie było. W zamian za to wynik podwyższyli goście. W  26 minucie spotkania płasko wykonany rzut rożny przeszedł przez całe pole karne do zawodnika, który z bliska wpakował piłkę do pustej bramki. 
W drugiej połowie Garwolin rozwiązał worek z bramkami. Pierwszy kwadrans toczył się w środku pola. W 70 minucie po nie udanym wyprowadzeniu piłki przez obrońcę Olimpii , zawodnicy Wilgi przejmują piłkę i w "futsalowym stylu" wychodzą z kontrą dwóch na bramkarza i obrońcę. Po chwili futbolówka trzepoce w siatce i jest 3:0. W chwili, kiedy notuje przebieg akcji pada gol na 4:0. Jest to prawdziwy nokaut "olimpijczyków". To jednak nie koniec kanonady. Na dziewięć przed końcem meczu piękny strzał w okienko bramki i podwyższenie rezultatu na 5:0. Myli się ten kto myśli, że to koniec emocji, choć słychać okrzyki "panie sędzio kończ pan ten mecz" . Swoją akcję jeszcze ma filigranowy Popis, jednak jego uderzenie głową jest niecelne. 
W doliczonym czasie zawodnik z Garwolina wpada w pole karne, przez nikogo nie atakowany i strzela w "długi róg" obok frunącego bramkarza. Niestety takiego strzelania nikt się nie spodziewał.
Po meczu kibice pocieszali się, że Olimpii tak nie stać byłoby na grę w IV lidze. Jedynym jej źródłem utrzymania jest bazarek, który jest prowadzony na terenie klubu w każdą niedziele. "W razie awansu mogłyby na nim podskoczyć ceny i nie byłoby klientów"- próbowano żartować,  chociaż po takiej porażce nikomu nie było do śmiechu.





                                    


Home run nad Wisłą

centaury.pl
Swojski "bejsbol" nad Wisłą już dawno przestał być kojarzony z zadymami. Schaby to już nie tylko wielkie chłopaki z siłowni ale i jedna z Warszawskich drużyn. Również Centaury nie są już kojarzone tylko z mitologią ale także dumnie reprezentują Stolicę w najwyżej klasie rozgrywkowej Baseballu. Pasjonatów tego sportu nie brakuje. Dokąd zaprowadzą dyscyplinę tak popularną w USA? Czas nad na warszawski home run, czyli wybicie piłki poza boisko i zdobycie czterech baz! 
  
W Warszawie istnieją obecnie cztery zespoły męskie i dwa kobiece (Diamonds Warszawa, Warsaw Warriors). Oprócz wspomnianych już Centaurów (przedostatni klub Ekstraligi), Schabów ( drugie miejsce w I lidze), działają jeszcze Pasikoniki ( liga Centralna) oraz UKS Jelonki. Niestety, żaden z klubów nie rozgrywa swoich spotkań w Warszawie. Powodem jest brak infrastruktury. Centaury grają swoje spotkania jako gospodarze w Piasecznie. Schaby na mecze u siebie muszą jeździć do...Kutna. Okazuje się, także że gra w baseball jest dość kosztowna. " Takich meczów do zorganizowania w sezonie jest ok 6-8 (zależnie od play-offów). Średni koszt to 1500 zł ,nie licząc dojazdu zawodników, bo przeważnie jedziemy swoimi prywatnymi samochodami" - mówi gracz Schabów - Krzysztof Kołodziejski. Wysokie są też koszty za sam sprzęt do uprawiania tego sportu. Pałka baseballowa jest warta ok 80 dolarów, rękawice przekraczają próg 100 dolarów. Do tego trzeba doliczyć buty (50 dolarów) oraz same ubranie z baseballowymi spodniami, których także nie da się kupić w Polsce. " Ten sezon staramy się opłacić z własnej kieszeni, koszty mamy spore a sponsora nie widać" - kontynuuje Kołodziejski.

schaby.com
Mimo wszystko pasja z jaką uprawiają swoją dyscyplinę baseballiści godna jest pozazdroszczenia. Nikt z nich nie zarabia na tym co robi, a po porażce nie wspominają o biletach dla rodzin. Jedyne na co narzekają to to, że sezon mógłby trwać trochę dłużej. Bo bez play off trwa zaledwie od połowy kwietnia do połowy czerwca a z play offami do drugiego weekendu września z przerwą wakacyjną. 
Jak dalej potoczą się losy Baseballu nad Wisłą?Zdania są podzielone. Nie którzy uważają, że szybko to wszystko upadnie. Inni wręcz przeciwnie, że tak jak futbol amerykański, baseball dopiero najlepsze czasy ma przed sobą. Na pewno życzeniem wszystkich w środowisku byłoby, żeby zainteresowała się ligą jakaś telewizja to jeszcze zwiększyłoby popularność i pomogło pozyskiwać sponsorów. 

wtorek, 19 czerwca 2012

Zepter opuszcza AZS UW !!!

Wróble w okolicach Krakowskiego Przedmieścia ćwierkają, że sponsor piłkarzy ręcznych Uniwersytetu Warszawskiego, firma Zepter przestanie finansować sekcje. Dotyczy to zmian wewnątrz firmy. Szczypiorniści, którzy sprawili wielką niespodziankę warszawskim kibicom walcząc w barażach o awans do Ekstraligę, teraz mogą mięć problemy z dopięciem budżetu

To co na początku było plotką okazało się prawdą. Firma Zepter nie przedłużyła umowy sponsorskiej z Uniwersytetem Warszawskim. Miał być wyjazd na obóz przygotowawczy i ptasie mleczko.Wszystko jednak się zmieniło. "Musimy poszukać oszczędności, trenować będziemy tu w Warszawie od 30 lipca, rozegramy kilka meczów sparingowych z Ekstraklasą" - mówi Witold Rzepka trener AZS UW - " Szukamy też innych sponsorów, nie poddajemy się "- dodaje szkoleniowiec.
Do "akademików", na pewno nie dołączy Paweł Albin. Doświadczonego zawodnika zatrudni beniaminek z Legionowa. UW opuścił już Adam Marciniak, najlepszy strzelec ubiegłego sezonu, który został graczem Zagłębia Lubin. Nie wiadomo czy jeszcze ktoś odejdzie. Co będzie dalej?
Pozostaje nam tylko czekać na rozwój wydarzeń i mieć nadzieję, iż AZS UW zagra w przyszłym sezonie w I lidze. Jeśli nie, proszę na drzwiach hali Banacha wywiesić kartkę " najbliższa piłka ręczna w Legionowie". I tak dobrze, że nie we Wrocławiu.
Choć bez wsparcia silnego sponsora będzie już ciężko o walkę w górnych częściach tabeli.
 

Czekam na Wasze komentarze!





 

Czarna przyszłość "Czarnych koszul"

źródłó: ksppolonia.pl
W stolicy kraju, który jest współgospodarzem Euro 2012 jest klub z tradycjami. Założony został w 1911 roku. Piłkarze tego klubu najpierw biegali po parku, teraz wrócili do treningów w swojej bazie pod miastem. Nie wiadomo jak długo tam zostaną, bo właściciel wycofał się z inwestycji w tamtejsze obiekty. Możliwe więc, że wrócą biegać do parku. Ci którzy mogą opuszczają ten klub jak najszybciej. Nie jest to sportowe science-fiction.

Kapitan opuszcza tonący statek ostatni. Tym razem było na odwrót. I chyba każdy, kto zna zasady działania tego klubu mu się nie dziwi. W nowej drużynie, zagra na nowym stadionie, gdzie trawa wciąż nie rośnie. Zapytany czemu odszedł ze swojego byłego klubu powiedział : „Czułem, że zespół się rozsypuje. Wiadomo, że prezes jest dość specyficzną osobą. Kilka razy już wycofywał się z finansowania klubu, tak też było teraz."- czytamy na stronie nowego zespołu.

W podobnym tonie mówi inny zawodnik, który wrócił do klubu z którego przyszedł do Warszawy. Zastał tu jednak czarną rozpacz, więc wrócił do Niebieskich. Czemu? „ Przede wszystkim widać, że ta drużyna się powoli rozsypuje. Odchodzą z niej kolejni piłkarze i nie wiadomo, co się stanie z tym zespołem. Czy ktoś ją przejmie? A może to prezes nadal będzie ją sponsorował? Na razie nie brakuje pytań. Ja postanowiłem patrzeć przez pryzmat własnego dobra. Chcę się dalej rozwijać.- powiedział na oficjalnym portalu  swojego nowego-starego klubu.O rozsypce nie powiedział natomiast pewien słowacki jeż , który stał się „Miedziowy”.

Generalnie już ośmiu zawodników opuściło ten klub i każdego dnia ta liczba może się powiększyć. Przebywanie (bo nie wiem czy nazwać to trenowaniem) w tym klubie jest hamowaniem rozwoju dla każdego z piłkarzy. Nie ma tam żadnego planu przygotowań, żadnych sparingów. Jest za to pani, która sprawdza czy zawodnicy przebywają osiem godzin na terenie ośrodka i szlifują talenty. 

Tylko gdzie piłkarze teraz trenować będą trenować? W Markach, gdzie funkcjonuje klub Marcovia ostatnio wybrano nowe władze, które renegocjowały umowę dzierżawy z Polonią. Na stronie klubu można znaleźć sprawozdanie a w nim: " Zarząd renegocjował umowę podnajmu, w wyniku czego zawarty został aneks do umowy przewidujący zakończenie zaplanowanych wcześniej inwestycji do dnia 30 maja 2012 roku. Równolegle prowadzone były rozmowy dotyczące wybudowania boiska ze sztuczną nawierzchnią w miejsce jednego boiska trawiastego. Niestety wskutek wycofania się w maju br. głównego właściciela z finansowania KSP Polonia Warszawa, zarówno plany dotyczące boiska ze sztuczną nawierzchnią, jak i pozostałe prace budowlane nie zostały zrealizowane." Czyżby, więc piłkarze Polonii mieli wrócić na boczne boisko przy Konwiktorskiej? Biegać będą po parku? Czy może Prezes znajdzie im jakiś wolny orlik?

PS. Zapraszam do udziału w sondzie "Jaka będzie przyszłość Polonii?" na dole mojego bloga

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Rezerwowe emocje w meczu z Rebels

Mecz Warsaw Eagles z AZS Rebels Katowice nie przejdzie do historii. Orły (tak jak i Rebelianci) miały zapewniony już awans do półfinałów PLFA więc po prostu ten mecz trzeba było rozegrać. Przy czym najlepiej, żeby żaden z podstawowych zawodników nie doznał kontuzji. Nie dziwi więc, że szanse dostali zawodnicy z szerokiego składu. W piłce nożnej  mówi się, że szanse dostali rezerwowi i... poziom rywalizacji też był rezerwowy.

Stare przysłowie sportów zespołowych mówi też, że gra się tak jak przeciwnik pozwala. Jeśli tak to AZS pozwalał na wiele. Cały mecz kontrolowany był przez gospodarzy, którzy pierwsze przyłożenie zdobyli już w pierwszej minucie gry za sprawą Grzegorza Janiaka. Praktycznie Orły nie schodziły (albo jak kto woli nie zlatywały) z połowy "Rebeliantów" powiększając swoją przewagę. Wszystko jakby na luzie, z uśmiechem. Na trybunach jeszcze wspominano mecz Polska-Czechy i odpadnięcie z Euro. Wszystko to było jakieś nie na serio. Dla rywali ten mecz też nie miał żadnej stawki bo już byli pewni gry w play off, wiec łatwo dawali kłaść sobie punkty na 13-0 (Michał Kozdrój). Mija chwila i na chwilę 14-0 po podwyższeniu Brett Peddicord. Grę na chwile przerywa kontuzja zawodnika AZS. Na boisku musiała interweniować karetka. Po wznowieniu punkty zdobywają Orły (Marcin Jodłowski) i już mamy  21-0.
Druga kwarta to ciąg dalszy ataków Eagles. Punkty zdobywają kolejno Kamil Krekora na 28:0 ( plus podwyższenie Brett), Tomasza Balcer na 35 :0 ( podwyższa znowu Brett). Kropką nad i bardziej niż w programie znanej dziennikarki, było 34 jardowe kopnięcie Bretta Peddicorda. To on ustalił wynik meczu na 38:0. Przez kolejne dwie kwarty, 700 kibiców zebranych na stadionie przy Obrońców Tobruku, punktów już nie zobaczyło.
"Bardzo rzadko zdarza się, że w drugiej połowie nie padają żadne punkty"- powiedział po meczu zawodnik "Orłów" Dominik Koniusz. "W tym meczu spowodowane było to tym, że w drugiej połowie grały rezerwy a poza tym czas nie był zatrzymywany. Jest taka zasada, że jeżeli drużyna wygrywa z drugą do połowy minimum 35 punktami to w drugiej połowie czasu się nie zatrzymuje,  i tak też było w tym spotkaniu W związku z tym nasi zmiennicy mieli nie dużo czasu żeby się rozkręcić. W drugiej połowie mieliśmy chyba w sumie 2 drive'y i wydaje mi się, że chłopaki nie zdążyli się rozkręcić. Gdyby czas leciał normalnie prawdopodobnie mieliby dużo więcej szans na rozkręcenie się i zdobycie punktów. Szkoda, ale najważniejsze, że w tym meczu nie doznaliśmy żadnej kontuzji i możemy w pełnym składzie zagrać w półfinale z Devils (śmiech)" - kończy wypowiedź defensive back Warsaw Eagles. Zapowiadają się więc piekielnie mocne emocje.
                                            


niedziela, 17 czerwca 2012

Poza strefą Euro 2012- komentarz

Rano obudziłem się z kacem. Nie z kacem alkoholowym, ale kacem po porażce. Taki sam stan czują chyba miliony polaków, którzy wczoraj ściskali kciuki i zdzierali gardła, żeby wesprzeć naszą reprezentację. Choć grupka osób siedząca na ławce pod trzepakiem o trzeciej nad ranem próbowała mnie przekonać swoim śpiewem, że "nic się nie stało, Polacy nic się nie stało", to uważam, że niestety stało się stało się moi drodzy. Miał być narodowy wzwód, a jest chłód.

Możemy się pocieszać, że tym razem nie było meczu o honor i cały czas byliśmy w grze. Prawda jest taka, że my graliśmy w najłatwiejszej grupie z możliwych i wstydem było nie awansować (z szacunkiem dla rywali). Co poszło nie tak? Chyba jednak nasz selekcjoner Franciszek Smuda, który "nie lubi w kadrze nygusów", przypi..dolił im wraz z trenerem od przygotowania fizycznego takie obciążenia, że chłopaki mieli za ciężkie nogi. Skutkowało to tym, że po jakimś czasie brakowało "benzyny" do gry (z Grecją po pierwszej połowie, z Czechami po 30 minutach). Po drugie brakowało nam różnych wariantów taktycznych. Z Czechami nie trzeba było grać jak z Rosją, bo nie musieliśmy się bronić tylko atakować. Niestety uważam, że naszemu trenerowi na tym turnieju zabrakło odwagi w podejmowaniu niekonwencjonalnych decyzji. Po meczu wszyscy jesteśmy mądrzejsi. Teraz na pewno wypłyną jakieś brudy. Już nawet wypływają, jak np. wypowiedź Kuby Błaszczykowskiego o braku biletów dla rodzin piłkarzy i konflikcie piłkarzy z prezesem Lato.

Brakować mi będzie także tej atmosfery podczas meczów Polski, kiedy widziałem rozśpiewane tramwaje jadące w stronę centrum. Ludzie z flagami pozdrawiający się na ulicach, rozmawiający o meczu. Gdy mecze oglądałem w pubie ze znajomymi był z nami nasz kolega Niemiec, który od kilku lat mieszka w Polsce. Rewelacyjnie było kiedy razem z nami śpiewał "Polska biało-czerwoni" i "Polacy my chcemy gola". Żałuje tylko, że kibiców z Irlandii nie było w Warszawie bo z surówek, które widziałem w redakcji wnioskować można, że to na prawdę to wesoła ekipa.

Może nadzieje mieliśmy zbyt wielkie? Rozdmuchane reklamami w których jedzie tramwaj z numerem 40 i 4 i kolejnymi bitewnymi porównaniami. I chociaż my nie wyszliśmy z grupy to zwycięzcą Euro 2012 jest Tytoń.

sobota, 16 czerwca 2012

Jajowate szczęście rugbystów AZS AWF

Zawodnicy z Bielan zagrają w przyszłym roku w Ekstralidze rugby. Mimo, że w decydującym barażowym meczu przegrali z Juvenią Kraków 22 : 24 to jednak zaliczka z pierwszego wyjazdowego meczu (wygranego 24:17 przez AWF) wystarczyła do pozostania w najwyższej klasie rozgrywkowej.  Od spadku dzieliły tylko dwa punkty, można więc powiedzieć że spadek był o włos.

Początek meczu był prawdziwym wejściem smoka Juvenii, która szybko zdobyła dwa przyłożenia i wyszła na prowadzenie 13:0. Dzięki temu rywale szybko odrobili straty i byli jedną nogą w Ekstralidze, spychając w przepaść AZS AWF. " Ostrzegałem chłopaków, że oni bardzo mocny początek, bo tak samo traciliśmy punkty w poprzednich meczach w Juvenią no i niestety to się sprawdziło"- powiedział po meczu trener AZS AWF Maciej Misiak. Nieco inaczej cala sytuację widzi zawodnik Łukasz Nowosz: "Zaczęliśmy ten mecz, tak jak zaczynamy ostatnio wszystkie spotkania. Myślę, że tu takie duże pytanie do trenera, może musimy zmienić rozgrzewkę? Bo przez pierwsze pięć, dziesięć minut nie istniejemy. Nie ma żadnej obrony, żadnej komunikacji między zawodnikami. Wychodzimy jak śnięte ryby. Moim zdaniem ta rozgrzewka jest trochę za długa".
   Na szczęście gospodarze w porę rozgrzali się zdobywając cztery przyłożenia i wychodząc na prowadzenie. Juvenia, która również w ten upalny dzień grała nie tylko u trzymanie ale pewnie o swój byt nie odpuszczała i po woli goniła. Często wykorzystując błędy AZS AWF. Zawodnicy gospodarzy kiedy bliscy byli pola punktowego tracili piłkę podając ją nieszczęśliwie do przodu, skrzydłowi przegrywali akcję "jeden na jednego". Widząc, że nie udaje się zdobywać punktów zespół przeniósł grę pod pod słupy rywali. Minuty leciały, do swojego pola punktowego było daleko, a brakowało tylko 2 punktów do spadku. Na szczęście udało utrzymać  "zwycięską porażkę"  do końca.

   Teraz czas pomyśleć o tym, żeby w przyszłym sezonie uniknąć walki o utrzymanie, bo nie przystoi zespołowi z Warszawy walczyć w dolnych rejonach tabeli. Nie jest to też żadna promocja dla miasta dostawać lanie w lidze (przegrywać z: Budowlanymi Łódź 0:57, Lechią Gdańsk 0:67, Budowlanymi Lublin 14:57) - jeśli tego argumentu ktoś będzie chciał użyć . "Różnica miedzy tymi lepszymi zespołami a nami jest bardzo duża" - mówi trener Maciej Misiak - "jesteśmy beniaminkiem mamy bardzo młodą drużynę i kilku starszych zawodników. Połowa ligi jest już można powiedzieć zespołami półzawodowymi. A my jesteśmy zespołem amatorskim.Chłopcy pracują, uczą się. Trenujemy dwa razy w tygodniu, a tamte kluby codziennie albo nawet dwa razy dziennie, więc różnica jest duża". Warto jednak w końcu coś zrobić żeby tak różnica się nie powiększała.

Póki co, jednak zawodnicy cieszą się podczas trzeciej części meczu!